Reymont jako czciciel Niepokalanej

Dnia 6 grudnia ub. roku zasnął w Panu, Ś.Ś. Sakramentami zaopatrzony, jeden z największych powieściopisarzy polskich, Wł. St. Reymont. Mimo, że był tak wielkim, mimo, że aż światową nagrodę Nobla za swe prace literackie otrzymał, przez co narodowi naszemu przyniósł zaszczyt ogromny - on mimo to, a raczej właśnie dlatego był i wierzącym katolikiem i gorącym czcicielem Niepokalanej.

Toż ledwie parę miesięcy temu czytaliśmy - ze wzruszeniem czytaliśmy! - że po obchodach i uroczystościach zgotowanych mu przez rodaków i obcych po otrzymaniu nagrody Nobla - Reymont do Częstochowy się udaje, by hołd dziękczynny Królowej Korony Polskiej za to wszystko złożyć.

Toż prostota i skromność Królowej Nieba i ziemi jakoby odbiła się wdzięcznie na całem życiu Reymonta: nawet konając potroskał się o to, aby pogrzeb sprawiono mu skromny, cichy i w drewnianą trumnę go ułożono i w zwykłym, ziemnym grobie ukryto.

Toż obrazek Częstochowskiej Matki widniał w rękach leżącego na martwem posłaniu - Wielkiego naszego Rodaka.

Wszakże najpiękniejszy wyraz miłości ku Tej, która po Bogu najgodniejszą jest miłości, pozostawił w swem dziełku zatytułowanem "Pielgrzymka do Jasnej Góry"; jest to pamiętniczek podróży pieszej z Warszawy do Częstochowy wśród kompanji przez samego autora odbytej.

Niby to dla wrażeń artystycznych, ale patrzmy jaki tam na cześć Niepokalanej śpiew!

Przytoczę chociaż wyjątek jeden.

Pątnicy zatrzymują się na noc w Belsku. Ponieważ to maj (r. 1894), więc wpierw w kościółku majowe nabożeństwo.

"Ze nie mam sił tłoczyć się do kościoła - pisze Reymont - siadam w piasku na wprost drzwi kościelnych, aby słuchać nabożeństwa majowego. Widzę w ołtarzu obraz Wniebowzięcia N. M. Panny, a z pośród wonnej osłony wynurza się jasna, pogrążona w zachwycie twarz Matki Bożej: ma taką słodycz w podniesionych oczach i taką dobrocią tchną Jej usta rozchylone, iż patrzenie na tę jasną i czystą postać sprawia mi wielką przyjemność. Organy odzywają się jakąś przyciszoną melodją litanji, a świece złotemi punktami płoną coraz jaśniej, bo mrok opada zwolna i wlewa się w świat rozróżowiony zorzami zachodu. Skowronki w sadach ukryte zaczynają swoje pieśni nocy i miłości - wylewają całe kaskady skrzących i niewysłowienie miękkich tonów, a organy brzmią cichą, uroczystą psalmodją i lud śpiewa całą piersią w ciszy nocy nadchodzącej, opromienionej aureolą fioletowych refleksów, które miedziane zorze kładą. Nic, tylko mieć tyle czucia, aby objąć i wchłonąć to piękno wszystkiego, co się widzi i słyszy! Dusza jakby się podnosiła ze znużenia i jakby na tych rytmach śpiewów, grania i pieśni słowiczych, woni i barw, rozwijała skrzydła, potężniała, rozszerzała się w nieskończoność i piła rozkosz i zapomnienie w tem źródle piękna. Wszyskie twarze jaśnieją, a wszystkie oczy utkwione w świętem Obliczu, a wszystkie serca zgodnie śpiewają. Czuję, jakbym się zlewał i łączył z tym tłumem obok klęczącym i płynął strumieniem jednym z nimi, w tej pieśni, która się teraz na zakończenie rozlega:

Dobranoc Ci Panno Święta
Bez zmazy grzechu poczęta
Dobranoc!

Dobranoc wonna lilija
Niepokalana Maryja
Dobranoc!

Klęczałbym na tym piasku pod granatem niebios, przetykanym srebrem gwiazd, wprost tego tłumu rozśpiewanego. Niech mi tylko nucą coraz ciszej:

Dobranoc wonna lilija, Dobranoc!

Niech mi tylko kołyszą duszę te brzmienia łagodne, te rytmy jakieś liljowe, te światła, co są dźwiękami, ta harmonja serc zjednoczonych u stóp Niepokalanej, co zda się odrywać od tła i z uśmiechem nieziemskim odpływać w przestrzenie, wiszące nad nami w ciszy. I klęczałbym tak, bo zdaje mi się, że już zapomniałem o nędzach bytu - i rozpylony krążę w nieskończonościach błękitnych, jak szata Tej, która odpłynęła przed chwilą".

A skoro po uciążliwej pielgrzymce Reymont wśród tłumu progi świątyni Jasnogórskiej przekroczył, skoro się wobec Częstochowskiej Pani znalazł... już świadczy:

"Tutaj - nie jestem w stanie dać nic - com uczuł sam, zostawiam dla siebie".

Tak pisze nie tylko pisarz, ale i człowiek prawdziwie wielki, który sztucznej reklamy nie potrzebuje dla wniknięcia w dusze wiernie polskie i katolickie.


Któż, o Panno Przenajświętsza, któż wezwawszy Twego wszechmocnego pośrednictwa, a którem ratujesz nawet i zrozpaczonych grzeszników, został opuszczonym? To nigdy się- nie zdarzyło i nie zdarzy.

Bł. Eutychiusz