Nie wyjedziemy!
Drukuj

A zatem p. Heriot uczynił wspaniałomyślny gest przebaczenia. otwierając szeroko jeszcze ociekające krwią ramiona Francji na przywitanie. nikczemników.

Przez otwarte naośoież wrota wolno powrócić podłym dezerterom i zdrajcom, Jeżeli wracają, by służyć krajowi i naprawić popełnione winy - przyklasnę sam gorąco.

Lecz te same wrota u granic państwa, tenże sam p. Herriot wskazuje nam, biednej braci zakonnej, nam, którzyśmy pośpieszyli do ojczyzny, by stanąć do walk w sierpniu 1914 r. My jednak - nie wyjedziemy. Ani jeden mąż dojrzały, ani jeden starzec, ani jeden młodzieniec z nowicjatu, ani jedna zakonnica nie przekroczą granicy. Nie stanie się to nigdy.

Gdy 1901 r. uchwalone zostało nikczemne prawo przeciw Zgromadzeniom, byłem młodziutkim jezuitą. Cztery lata mijały od chwili, gdy ojciec mój, stary oficer legji afrykańskiej, plącząc, odprowadził mnie do nowicjatu w Saint Acheul. Uczyniłem jak inni, wyjechałem do Belgji. Przeżyłem dwanaście lat na wygnaniu od 22-go do 34-go roku życia Cały wiek męski. To wam przebaczam. Lecz dn. 2 sierpnia 1913 r. klęczałem u stóp mego przełożonego ze słowami na ustach: jutro wojna, moje miejsce w ogniu. Przełożony uściskał mnie i pobłogosławił. Bez rozkazu mobilizacyjnego (wszak byłem pozbawiony praw), bez książeczki wojskowej, pędziłem do dział pod Verdun.

Dnia 20 sierpnia o świcie, gdy wśród bitwy huk armat chwilowo umilkł, szukałem ranionych 115° pułku. Minąwszy ostatnie patrole, znalazłem się naraz w ogniu dwudziestu karabinów. Towarzysz mój padł u mego boku ze strzaskaną głową, patrole niemieckie stały o trzydzieści kroków. Uczułem wtedy, że serce moje stoi na straży ojczyzny. Nigdy nie oddychałem powietrzem Francji z podobną dumą, nie stąpałem po tej ziemi z podobną pewnością. Dlaczego nie zginąłem wtedy, i dwadzieścia razy od tej pory, nie mogę do tej chwili zrozumieć. Dnia 16 września dostałem się do niewoli, w pełni bitwy pod Noyon, w październiku byłem z powrotem we Francji. W listopadzie stałem znów w ogniu z najpiękniejszą 14-tą dywizją Belforcką. Z nią biłem się 30 miesięcy, aż do 11 listopada 1918 r. Trzy razy byłem ranny, - chowałem dotąd na sercu odłamek granatu, otrzymanego nad Sommą. Potem zwolniony z wojska popełniłem tę zbrodnię, że pozostałem w kraju.

A teraz pokazujcie nam drzwi... żartuje pan, panie Herriot, lecz żartować w tych sprawach nie wolno... Nigdy przez 50 miesięcy nie odwiedziłeś mnie, ani w Tracy le Val, ani w Crony, ani w Souain, ani w forcie de Vaux, ani w Reichenekerskopf, ani w Maurepas, ani w Brimont, ani na cote 304, ani w Tahure. Nigdzie tam nie słyszałem pana, przemawiającego o prawach dla zgromadzeń zakonnych, - a ośmielasz się pan przypominać je dzisiaj... Ani ja, słyszy pan, ani żaden inny, (gdyż wszyscy w wieku poborowym spełniliśmy naszą powinność), ani żadna zakonnica - nie wyjedziemy do Belgji.
Nigdy! Zrobisz, co zechcesz, zabierzesz nam domy, otworzysz więzienia - dużo w nich wolnych miejsc, opróżnionych wiesz pan przez kogo... Na to zgoda! lecz wyjechać z kraju, tak jak w 1901 r. To nigdy. Trochę więcej mamy dziś krwi w żyłach, niż wtedy przed 18 laty, - a przytem jako żołnierze z Verdun umiemy uczepić się mocno właściwych miejsc na danym odcinku.
Nie baliśmy się ani kul, ani gazów, ani najdzielniejszych gwardzistów, nie ulękniemy się pocisków politycznych.
A teraz powiem panu, dlaczego nie wyjedziemy.

Nie przestrasza nas szukanie wiatru w polu po szerokim świecie. Iluż z naszych braci to uczyniło. Przybyli z Chin i zdalsza bronić Matki-Ojczyzny, powrócili tam spokojnie ze zdobytą chwałą, z krzyżami walecznych, medalami zasługi, niektórzy pozbawieni paru członków, by nadal uczyć miłości Chrystusa i naszego kraju.

Nie - nas nic nie trzyma - ani dach, ani rola. Chrystus czeka nas wszędzie i nawet na końcu świata za wszystko nam wystarcza.

Lecz nie wyjedziemy - bo nie chcemy, narazić się na ten wstyd, by kiedykolwiek Belg, Amerykanin, Chińczyk czy Niemiec postawił nam drażliwe pytanie, na które musielibyśmy odpowiadać ze spuszczonemi oczyma:

Francja nas wypędziła!

Dla honoru Francji! Czy pan te słowa rozumie tak jak ja je rozumiem?
Dla honoru Francji zatem - nigdy więcej słów tych nie powtórzymy cudzoziemcowi. Przysięgamy na groby naszych poległych!

X. Paweł Donceur T. J. (Przeg. Chyr.)

Wymów tylko imię Marji - to już początek i uczynek uswiątobliwienia.

Św. Hieronim.