Powołanie

Pomimo chrześcijańskich zasad i cnót, nie chcieli państwo D. synowi swemu pozwolić wstąpić do seminarjum misji zagranicznych. Powołanie bowiem jego obalało wszystkie ich zamysły, i niszczyło wszelkie ich ziemskie nadzieje. Zdawało im się, że z tą serca swego pociechą, tracą odrazu wszystko: podporę starości i dziedzica ogromnego majątku i zacnego imienia. życie syna było im droższe jak własne, a teraz miasto je oddać na usługi tych, co go tak czule kochali, poświęcił je na cierpienia, wygnanie, tortury, męczeństwo!

Robert, tak się zwał ów młodzian - modlił się błagał i starał się rodzicom wybór swój usprawiedliwić. Nie opierali mu się - ale zezwolenie kosztowało ich bardzo wiele.

Pan D., który w kilku dniach się postarzał, był milczący i zachmurzony; matka nieraz po całych nocach płakała, a serce młodzieńca pałało żądzą zbawienia dusz.

Czy mogę wejść? odezwał się miły głos matki.

Robert spieszy otworzyć drzwi swego pokoiku; pani D. zatrzymuje się kilka chwil na progu i spogląda na ubogi pokoik, z którego przyszły apostoł usunął wszelki przepych, aby się już naprzód przyzwyczaić do ubóstwa ewangelicznego, które było przedmiotem jego tęsknoty.

- Najświętsza Panno, rzekł cicho w sercu, wyjednaj mi męstwo aż do końca, kiedy taka jest wola Boża!

Pani D. wstąpiła teraz do pokoju, powstrzymała łzy gwałtem się do oczu cisnące, i rzekła:

- Czyś rozważył, mój synu, że dłuższe opieranie się twoje, byłoby błędem i nieszczęściem dla ciebie? Ojciec twój usycha ze zgryzoty i tylko jak cień chodzi.

Słowa te nieopisane wrażenie wywarły na Roberta. Rzucił się przed matką na kolana, i mówił złamanym głosem:

- O matko! raczej wolałbym umrzeć, niż ciebie lub ojca zasmucić! Rozważ dobrze, czy moje powołanie nie pochodzi od Boga, kiedy mi udziela odwagi opierania się, które tak jest przeciwnem uczuciom dziecięcego serca?

- Robercie! obiecaj mi że zostaniesz; czyż obca ręka ma nam oczy zamknąć?

"Kto miłuje, ojca i matkę więcej jak mnie, nie jest mnie godzien". Matko, te słowa Pana naszego, potępiłyby mnie.

Daj się przecież poruszyć; cóż to jest to życie? Wieczność nas na zawsze połączy!
Pani D. wstała i odeszła, mówiąc jako słowo pożegnania w tonie rozpaczy: "Niewdzięczny"!

Robert klęczał - a serce mu straszna boleść szarpała. "Niewdzięczny"! Więc matka go za niewdzięcznika uznała. Ależ Bóg nie domaga się rzeczy niepodobnej!

- Czyż nie powinieneś. (szeptało mu coś do ucha), uledz po tak stanowczym oporze? Czyż niema innych, mniej jak ty związanych, którzy mogą pracować w winnicy Pańskiej!

Pokusa była tak silna, tak gwałtowna, że już miał zamiar pobiec do matki, by jej nowe swe postanowienie wyjawić. Bo czyż nie byłoby także rzeczą wielką, z miłości ku rodzicom, wyrzecz się swej woli i wszystkich swych życzeń wspaniałomyślnie?

Robert zamknął drzwi - a jego wzrok padł na obraz Najśw. Panny. Po chwili już klęczał u stóp najlepszej Matki.

- Witaj Królowo męczenników i Aniołów! witaj Królowo tych, co się Tobie zupełnie na służbę oddali: dla samych rodziców błagam Cię o światło i pociechę; dla mnie o odwagę i męstwo! Syn Twój wybrał mnie, abym Ewangelję opowiadał narodom, które w ciemnościach i cieniu śmierci siedzą - a ja drżę... Ach, biada mnie, nędznej trzcinie, co się za lada wiatru powiewem pochyla! Podpory mi potrzeba! Ty wiesz, o Najśw. Dziewico, Współodkupicielko świata,

Ty wiesz, jak ojca i matkę miłuję. Największą boleścią dla mnie jest, że oni wątpią o mojej wdzięczności i miłości. O Królowo i Matko moja! jeśli ten kielich goryczy nie może mnie ominąć, to daj mi siłę abym nie uległ.
Tak się modlił gorąco, ufając w pomoc niebieskiej Matki.

Wtem usłyszał głośne łkanie; ojciec i matka byli niespostrzeżonymi świadkami jego boleści, i to serce ich zmiękczyło. Już się dalej nie opierali. Gdy Bóg woła, trzeba iść za głosem jego.

Robert jest teraz daleko, bardzo daleko! Pracuje gorliwie na misjach. Rodzice jego spełniają dobre uczynki, czekając na wieczne widzenie się z synem w niebie.


Ktoby mógł zmierzyć, o Panno, długość, szerokość, wysokość i głębokość Twego miłosierdzia.

Św. Bernard

Ten, który prosi bez Marji, próbuje latać bez skrzydeł.

Św. Antonin.

O Marjo! całujesz, pieścisz z macierzyńskiem uczuciem grzesznika, którym świat cały pogardza i nie opuścisz go, póki ze straszliwym Sędzią nie pogodzisz.

Św. Bernard.