Katolicy i socjaliści a sprawa społeczna
Drukuj

W poprzednim artykule o socjalizmie stwierdziliśmy na przykładzie zw. zawodowych, że omawiany ruch nie jest zdolny zadość czynić sprawiedliwości społecznej, jeśli staje na gruncie klasowości, a więc wyłącza z działalności społeczno-gospodarczej zasady etyczne.

Pojęcie sprawiedliwości wchodzi w skład etyki, jest cnotą - ten więc kto głosi, że życie społeczne rządzi się prawami nie mającymi związku z etyką, uzdrowić tego życia nie jest absolutnie w stanie.

Jeśli zaś socjalizm ma jakieś zasługi, to jedynie dzięki temu, że - jak to na przykładzie działalności zw. zawodowych widzieliśmy - pod naporem konieczności życiowych musi działać wbrew swoim zasadom, jak w tym wypadku: przeciw zasadzie walki klas. Ale też te zasługi przypisać należy nie socjalizmowi jako takiemu: jego własne zasady żadnego porządku społecznego przynieść nie mogą, bo z samej istoty swojej przeciwne są jego rozwojowi i dobru.

Jest faktem, że w socjalistycznych zw. zawodowych znajduje się wielu katolików; przynależność taka jest smutną rzeczywistością.

Z wszystkiego, cośmy w poprzednich artykułach powiedzieli, wynika, że Kościół najbardziej skutecznie i zasadniczo wspomaga akcję społeczną, zmierzającą do wyrównania krzywd i niesprawiedliwości, przez wychowywanie ludzi w poczuciu ich obowiązków społecznych, w cnocie sprawiedliwości i miłości. Na świeckich katolików spada odpowiedzialność za praktyczne zastosowanie wskazań Kościoła, wytyczającego kierunek postępowania w życiu doczesnym. Bo nie jest prawdą, jak to wciąż jeszcze chcą wmówić naiwnym socjaliści, że Kościół nie ma zrozumienia dla życia doczesnego, dla materialnych potrzeb życia.

Św. Tomasz, główny twórca filozofii chrześcijańskiej, uczył że człowiekowi do wykonywania cnoty potrzebne jest zadowolenie potrzeb materialnych w godziwy i dostateczny sposób. I stąd Kościół zabierał i zabiera niejednokrotnie głos w sprawach społeczno-gospodarczych, jeśli układ stosunków nie pozwala człowiekowi rozwijać się i udoskonalać. I głos ten bynajmniej nie spóźniał się, nie przychodził po fakcie dokonanym, przeciwnie: znakomicie wpływał na zrozumienie potrzeb robotnika w społeczeństwach.

Szczególnie wielkie zasługi położył ruch chrześcijańsko-społeczny po encyklice Leona XIII "Rerum novarum" (1891 r.), która stanowi kodeks, obowiązujących katolika, zasad postępowania w życiu społeczno- gospodarczym. Encyklika ta oparta była na doświadczeniach, jakie katolicy zdobyli w pracy społecznej w różnych krajach i popierała najwyższym autorytetem Kościoła ich poczynania. Co więcej: wskazywała, że działalność ta jest obowiązkiem religijnym.

Przypomnieć tu trzeba, że niejednokrotnie ustawy zmierzające do poprawy płacy i warunków pracy przechodziły w izbach ustawodawczych państw europejskich głosami posłów katolickich, podczas gdy wobec reform przedsięwziętych przez rządy socjaliści nieraz zachowywali się wrogo[1].

Nie ma w tym nic dziwnego. Socjaliści muszą uważać każdą poprawę doli robotnika za osłabienie jego rewolucyjnych nastrojów, na których opierają nadzieję wywrócenia porządku państwowego i zaprowadzenia "dyktatury proletariatu", która, jak przykład sowiecki wskazuje, jest raczej dyktaturą nad proletariatem.

Jeśli dziś socjaliści zmienili swój stosunek do państwa "burżuazyjnego", jeśli nie akcentują już tak silnie potrzeby przewrotu, jest to tylko wynikiem życiowych konieczności, boć trudno jest masy bałamucić mirażem przyszłego dobrobytu po dokonaniu rewolucji, jeśli istnieje możność zadośćuczynienia słusznym żądaniom robotników już w dzisiejszym ustroju. I tak znowu rewolucyjna teoria musi się sprzeciwić praktyce, w której wszystko osiąga się w powolnej, ale stałej ewolucji.

Zapewne, my katolicy, nie możemy powiedzieć, abyśmy wszystko w doskonały sposób w przeszłości wypełnili, co do nas należało. Nie powinniśmy nigdy pozostawać w tyle w pracy dla bliźnich na każdym polu, jakie się przed nami otwiera. Nie chcemy też twierdzić, że żadnego zgoła błędu nie popełniamy. Ale trzeba pamiętać, że katolicy to nie to samo co katolicyzm. "Błędy, ociężałość, zaniedbania i bierność katolików, to nie są jeszcze cechy katolicyzmu. Katolicyzm nie ma obowiązku udzielać alibi[2] brakom katolików. Najlepsza apologetyka nie polega na usprawiedliwieniu lub uniewinnieniu ich, gdy są winni, lecz przeciwnie: na zaznaczeniu tych błędów i podkreśleniu tego, że te braki, nie tylko nie dotyczą istoty katolicyzmu, lecz owszem tym lepiej podkreślają moc religii zawsze żywej pomimo licznych uchybień jej wyznawców... W tym właśnie chwała i wielkość Kościoła, że jest zawsze święty mimo swych grzesznych członków".

Te słowa znakomitego myśliciela katolickiego trafnie ujmują nasze pojęcie odpowiedzialności, w nich też zawiera się odpowiedź tym, którzy zarzucają nieraz Kościołowi to, co zawinili Jego wyznawcy. Ale my, nawet z brzemieniem naszych ludzkich błędów, posiadamy prawdę, która nas sądzi i która nas nie opuszcza, podczas gdy socjaliści świadomie się prawdy wyrzekają, na błędzie swoje działanie budują. Dlatego ich zdobycze, jeśli je uzyskują, są czymś przypadkowym tylko, podczas gdy katolicy posiadają sprawdzian swego postępowania i dlatego zdolni są do postępu, do doskonalenia swoich poczynań, do świadomego zdobywania coraz większych wartości osobistych i społecznych. Nie żądamy uznania dla siebie, ale dla prawdy, w którą wierzymy i którą chcemy według najlepszego rozumienia wcielać w życie.


[1] W marksiźmie istnieje zasada: "im gorzej dla robotnika - tym lepiej dla partii".

[2] Uniewinniać.