Jarzmo Chrystusowe

Zmęczeni życiem, utrudzeni przeróżnymi pożądaniami, które niby wzburzone fale morskie przenoszą naszą wolę z jednego przedmiotu chcenia na drugi, z pewną zazdrością spoglądamy na niezakłócony żywot stworzeń nierozumnych. Zwierzę bowiem w każdej chwili podąża za instynktem, i to daje mu ciche życie.

Lecz chociażbyśmy, naśladując zwierzęta, szukali szczęścia w każdorazowym zaspokojeniu powstających w nas podniet - spotkalibyśmy się z wielkim zawodem. Obok bowiem skłonności niskich, zmysłowych, nawet, naturalnie biorąc, szlachetnych, natura nasza jest wyposażona w dążności, które nigdy nie zaspokoją się czymś stworzonym. Ich celem jest posiąść Boga. "Marnością jest wszystko - mówią święci - oprócz miłości Boga, bo marnym jest wszystko, cokolwiek nie zdoła dać człowiekowi stałego wiecznego szczęścia. A jedna tylko jest rzecz, którą i anioł i człowiek wiecznie posiadać i wiecznie cieszyć się może, to jest miłość Boga".

Jasny stąd wniosek o potrzebie umiejętnego korzystania z tego świata - w tym tylko celu, by osiągnąć życie nadprzyrodzone.

ciernista droga
... po ciernistej drodze

I mogło by się na pierwszy rzut oka wydawać, że władze niższe będą uległe woli, dążącej do szczęścia istotnego, nadprzyrodzonego. Tymczasem codzienne doświadczenie mówi nam wręcz przeciwnie. Jesteśmy zmuszeni wypowiedzieć tak znamienne, świadczące tylko o naszej nędzy, słowa: Nie to, co chcę, ale to czego nie chcę, to czynię. Tak, napór dążności ujemnych w człowieku jest silny. Wprawdzie nie u wszystkich ludzi występują one z jednakowym natężeniem i zabarwieniem. Jeden naprzykład będzie miał większą skłonność do kradzieży, inny do lenistwa, ktoś trzeci do zmysłowości itd. Ta sama również wada u różnych osobników nie z tą samą siłą będzie występowała.

Cnota przeto wymaga wysiłku mniejszego lub większego, bo chociaż, zaspa kajając szlachetne wzloty duszy, chcemy czynić dobrze, na trafiamy jednak na opór namiętności. W tym świetle rozumiemy głębiej powiedzenie Chrystusa: Kto chce iść za mną, niech weźmie krzyż swój na każdy dzień i naśladuje mnie.

Jak Chrystus umarł na drze wie krzyża, tak i my musimy umrzeć na drzewie cnoty, co zauważył św. Paweł: Albowiem jeśli z Chrystusem umrzemy, z Chrystusem żyć będziemy.

Fałszywe utarło się przekonanie, które raczej schlebia naszemu lenistwu, że święci urodzili się już świętymi. Zapominamy, że ludzie, których Kościół wyniósł na ołtarze i otoczył aureolą świętości, by li również obarczeni takim samym ciałem jak i my, i że w spadku po rodzicach otrzymali różne skłonności, świętość jest wynikiem wielkiego wysiłku wspomaganego łaską Bożą, której zresztą Bóg nikomu nie odmawia.

Św. Augustyn opisuje w swoich wyznaniach, cierpienia duchowe jakie musiał znosić w walce z nałogami:

"Ja zaś nieszczęśliwy młodzieniec, bardzo nieszczęśliwy, już na samym początku młodości modliłem się do Ciebie o czystość i mówiłem: "Daj mi czystość i powściągliwość, lecz nie zaraz. Obawiałem się bowiem, byś mnię prędko nie wysłuchał, nie uleczył prędko z choroby pożądliwości, którą wolałem raczej nasycić niż ugasić"... Tak chorowałem i męczyłem się, oskarżając siebie samego więcej niż dotąd i tarzając się w mych więzach, dopóki nie zostały całkiem zerwane... Wstrzymywały mnie drobnostki nad drobnostkami i próżności nad próżnościami, dawne przyjaciółki moje potrząsały moją szatą cielesną i pomrukiwały: Opuszczasz nas? Od tej chwili nie będziemy z tobą aż na wieki?... Ta walka w sercu moim toczyła się o mnie same-; go przeciwko mnie samemu.

Jak więc widzimy, święci cierpieli niosąc brzemię swego życia za Chrystusem. Oczywiście, że ze wzrostem cnoty i cierpienie powstające ze skrzyżowania się namiętności i woli dążącej do wypełnienia przykazań Bożych - zmniejsza się, o czym już pisaliśmy w poprzednim numerze "Rycerza".

Inni święci, wychowani w warunkach więcej sprzyjających rozwojowi ich

życia duchowego, nie przechodzili tak wielkich cierpień. Lecz i oni mieli swoje wady z których starali się poprawić, co również sprawiało im ból duchowy.

Wiele światła na walkę wewnętrzną rzuca następujący a tak prosty opis zostawiony nam przez św. Teresę od Dzieciątka Jezus:

"Pamiętam, że jako postulantka gorąco nieraz pragnęłam znaleźć u ciebie (tj. u swej siostry) trochę szczęścia i pieszczoty, że chwytałam się z całych sił za poręcz od schodów, albo szybko przebiegałam, by nie ulec pokusie i nie zapukać do niej... Jakże teraz jestem szczęśliwa, że przezwyciężyłam się w samym początku".

Nie należy jednak przeceniać cierpienia, jakie musimy ponosić, powstrzymując się od zakazanych przyjemności, bo o ile jakość naszego życia duchowego zależy od stopnia umartwienia (ofiary) swego "ja", co określamy nazwą: śmierć mistyczna, o tyle większe rodzi się cierpienie, im gruntowniejsze jest to obumieranie sobie. Stąd nie zdziwimy się, słysząc świętą Terenię hiszpańską mówiącą, że nie wie, czy by się odważyła wejść na drogę życia doskonałego, gdyby już przedtem wiedziała o cierpieniach, jakie ją spotkać miały na drodze wyższej doskonałości, Święci więc także cierpią.

Niepokalana Królowa Świętych zachęca nas możliwymi sposobami byśmy wzięli krzyż sumiennego wypełniania przykazań Bożych i kościelnych. Każdy też nawrócony przez Nią grzesznik głosi światu, że krzyż ten nie jest zresztą tak ciężki, jak na pierwsze wrażenie się wydaje.

Jarzmo moje lekkie jest - powiedział Chrystus do tych, którzy z radością przyjmują krzyż składający się z obowiązków względem Boga, ludzi i siebie samego.


Pracuj i kochaj! módl się bez ustanku.
Modlitwa z Bogiem duszę Twoją złączy,
I łzy, coś przelał już w życia poranku,
I te, co jeszcze oko Twe wysączy.
Uschną w mogile; - Na tej łez dolinie
Wszystko przeminie!

Bo każda życia chwilka to ogniwo;
Jedno po drugim w tym łańcuchu pęka.
Coś w smutku zasiał, piękne wyda żniwo,
Nad grobem życia zaświeci jutrzenka.
Nie trać odwagi! - Na tej łez dolinie
Wszystko przeminie!

Mężnie więc naprzód! Jeszcze kroków kilka.
Kilka łez jeszcze przepłaczesz pielgrzymie;
Wieczność się zbliża, życie jedna chwilka;
Z Tobą i ból Twój w mogile zadrzemie.
Wiara, Nadzieja, Miłość nie przeminie.
Choć świat zaginie!

(Ks. Karol Antoniewicz)