Podziękowania
Drukuj
podziękowania

WARSZAWA, dnia 5 lipca 1937 r. (115-37)

Z końcem maja zachorowałam. Gdy pomoce lekarskie nie dawały rezultatów, zwróciłam się z gorącą prośbą o wyzdrowienie do Najświętszej Maryi. Tego samego dnia wieczorem nastąpiła duża poprawa. Za tę łaskę i za wiele innych, składam publicznie najgorętsze podziękowanie i proszę o dalszą opiekę nad całą moją rodziną.

J. Wienckowa.

KRAKÓW, dnia 5 lipca 1937 r. (116-37)

Przejęta wdzięcznością, składam dzięki Matuchnie Niepokalanej, św. Józefowi, św. Antoniemu i Czcigodnemu Ojcu Wenantemu Katarzyńcowi za otrzymane łaski. Do Czcigodnego Ojca Wenantego udaję się zawsze we wszystkich moich potrzebach i Ten ukochany nasz rodak nigdy mnie nie pozostawia bez pociechy. Chciałabym we wszystkich sercach obudzić ufność w skuteczne wstawiennictwo O. Wenantego, bo jeżeli On wysłuchuje tak nędzną i grzeszną, jak ja, o ileż więcej przyczyniać się będzie za tymi, którzy więcej ode mnie są godni przed Bogiem. Błagam kornie o dalszą nade mną opiekę. Obyśmy jak najprędzej mogli czcić O. Wenantego na ołtarzach.

Nieskończenie wdzięczna, A.

DĄBRÓWKA, w lipcu 1937 r. (117-37)

Dnia 3 kwietnia br. przechodziłam ciężki poród operacyjny. W stanie ciężkiego krwotoku wieziono mnie do miasta odległego 8 km od naszej wsi. Gdy zajechałam do szpitala, okazało się, że trzeba sprowadzić z innego miasta lekarza specjalistę. Zanim lekarz przyjechał, przyjęłam ostatnie Olejem św. namaszczenie. Komunii św. już nie mogłam przyjąć, bo ledwo żyłam. Operacja udała się szczęśliwie. Otrzymałam 2 i pół litra krwi i wiele zastrzyków. Po dwóch tygodniach uformował mi się skrzep w prawej nodze, a za tydzień, mimo że doktor nie kazał się poruszać, zmuszona byłam pojechać do domu, bo nie byłam w stanie opłacać szpitala. W domu po 3-ch dniach skrzep przedostał się na płuca, a po 4 tyg. przerzucił się do lewej nogi, zaś po 6 tyg. do rąk. 8 tygodni leżałam bez ruchu. Dużo cierpiałam, lecz z Chrystusem. Cierpiąc, rozważałam Jego mękę. Dziękuję Ci, Panie, żeś na mnie zesłał cierpienia, bo tylko w cierpieniu może człowiek się zdobyć na gorącą modlitwę i rozmyślanie Twojej męki. Oddałam się najzupełniej Matce Najśw. i Jej Synowi. Napiłam się wody z Lurd i odprawiłam nowennę do św. Teresy, a moje siostry - do św. Antoniego. I dał Bóg, że wyzdrowiałam, chodzę i pracuję. Ludzie, którzy niedawno mnie odwiedzali w chorobie, dziś dziwią się, że jeszcze żyję. Maryja była moją lekarką i pielęgniarką. Nie mogę opisać uczuć wdzięczności, jakie żywię dla Najśw. Maryi. Składam serdeczne dzięki Najśw. Matce i proszę, aby miała nas w opiece i wynagrodziła tym, co mnie nieśli pomoc w chorobie.

Niegodna, ale wdzięczna sługa Maryi, Stefania Pietrzak

L.S. Dąbrowska, dn. 20. 7. 37. Zgadza się z prawdą. − Ks. K. Ostrowski.

CHOJNICE, w lipcu 1937 r. (118-37)

Poczuwam się do miłego obowiązku podziękować Najśw. Sercu Jezusowemu i Najśw. Maryi Pannie za uzyskane zdrowie.

Byłem ciężko chory na grypę, po której nastąpiły komplikacje, jak: obustronne zapalenie płuc i mięśnia sercowego, oraz choroba nerkowa. Ponieważ jestem już w podeszłym wieku - liczę bowiem lat 73 - lekarz nie miał nadziei utrzymania mnie przy życiu. Pozostała mi jeszcze pomoc z nieba. I tylko modlitwy całej mojej rodziny do Najśw. Serca Jezusa i Najśw. Panny sprawiły, że dziś jestem znów przy zdrowiu.

Wojciech Zieliński

Poświadczam niniejszym jako ojciec duchowny p. Zielińskiego, że penitent . mój był ciężko chory gorącym modlitwom całej rodziny zawdzięcza powrót do zdrowia. − Ks Leon Tryba

L.S. Stwierdzam, że p. Zieliński był chory prawie beznadziejnie. − Dr W. Bełkowski.

TUCHÓW, dnia 7 lipca 1937 r. (119-37)

Z głębi serca składamy serdeczne podziękowanie najlepszej naszej Matce za łaski otrzymane za Jej wstawiennictwem.

Matka nasza, 72-letnia staruszka, ciężko zachorowała na sklerozę mózgu i serca z komplikacjami tak, że lekarze nie robili żadnej nadziei utrzymania jej przy życiu, gdyż kilkanaście godzin dawała tylko słabe oznaki życia. Tutejszy spowiednik udzielił chorej ostatniego Namaszczenia Olejami św. W tym to ciężkim dla nas smutku poczęliśmy się gorąco modlić do Serca Jezusowego i Maryi, błagając o życie dla tak drogiej nam osoby. Daliśmy jej kilka kropel wody cudownej z Lurd, uczyniliśmy znak Krzyża Cudownym Medalikiem i jakież było zdziwienie wszystkich, gdy chora otworzyła oczy i powoli wracała do przytomności. Chora, mimo, że po jakimś czasie złamała sobie nogę, dzisiaj chodzi po pokoju. Za tak cudowną łaskę otrzymaną za przyczyną św. Antoniego, Ojca Wenantego i św. Teresy pełnym wdzięcznym sercem składamy Niepokalanej i Najśw. Sercu Jezusowemu pokorne podziękowanie, polecając się nadal opiece Matki Najśw.

Rodzina Dobrzańskich.

Prawdziwość powyższego zdarzenia stwierdzam. − Ks. K. Moździoch.

KUTY, dnia 7 lipca 1937 r. (120-37)

Przed 6-ciu laty zachorowałam ciężko na katar kiszek; z tej choroby wywiązała się nerwica żołądka i kiszek i silne rozstrojenie nerwów.

Leczyłam się u rozmaitych lekarzy i nie czułam żadnej ulgi. Dopiero, gdy udałam się do Niebieskiej Lekarki, Matki Najświętszej Niepokalanej, Która mną się opiekowała od dzieciństwa i nigdy mnie swej łaski nie odmówiła - pomoc otrzymałam. Choroba ustąpiła, mogę już pracować - za co publicznie wyrażam Niepokalanej swą wdzięczność i miłość.

Sługa Maryi, Józefa Wolfowa

Poświadczam, że słowa dziękczynne pochodzą z głębi pobożnej duszy po otrzymaniu nadzwyczajnej łaski wyzdrowienia po długiej i przykrej chorobie. Z Urzędu Paraf. ob. orm. Kuty, dn. 7 lipca 1937 r. − Ks. S. Manuglewicz, proboszcz

T....., dnia 11 lipca 1937 r. (121-37)

Czyniąc zadość złożonemu przyrzeczeniu, składam publiczne podziękowanie Najświętszej Matuchnie Niepokalanie Poczętej, Która za przyczyną czcig. O. Wenantego wysłuchała moje prośby.

Przez przeciąg pięciu lat starałam się o posadę, której otrzymać nie mogłam. Rozpacz targała me serce, że nie mogę matce mojej, biednej wdowie, dopomóc, lecz przeciwnie, jestem jej tylko ciężarem. Pozostawałam w duchowej i materialnej nędzy, zdawało mi się, że szczęście i spokój ducha są niedostępne dla mnie. Ciągłe rozczarowania i zawody powodowały tylko niechęć do życia. Aż wreszcie przekonałam się, że nigdy prośba moja nie zostanie wysłuchana, dopóki nie zdobędę silnej wiary w pomoc Bożą i dopóki nie zmienię trybu życia. Ufna w wielkie miłosierdzie Boże zawróciłam z fałszywej drogi i gorąco zaczęłam odmawiać nowennę do czcig. O. Wenantego. Lecz niestety widocznie Matka Najświętsza chciała mnie doświadczyć i wypróbować moją wiarę, bo właśnie w czasie odprawiania rekolekcyj wielkanocnych dostałam odmowną odpowiedź. To nie zraziło mnie i nie zachwiało mej wiary, tylko z pokorą pomyślałam, że jeszcze nie jestem godną tak wielkiej łaski i jeszcze gorliwiej prosiłam Matkę Najświętszą o pomoc. I o dziwo. Silna wiara i pokora została wynagrodzona, bo za miesiąc zostałam przyjęta. Matka Najświętsza wysłuchała prośby biednej sieroty, uzdrowiła mą duszę i tylko Ona, Ta Wielka Orędowniczka nasza, dopomogła mi w otrzymaniu posady. Z głęboką wiarą i ufnością polecam nadal Matuchnie Niepokalanej siebie i matkę swoją.

Niegodna sługa Niepokalanej A. K.

GARBATKA, dnia 16 lipca 1037 r. (122-37)

Matce Najświętszej, Najdroższej swej Opiekunce i św. Antoniemu, wielkiemu cudotwórcy, składam publiczne podziękowanie za to, iż przez cały czas mojej nauki wspierany byłem na duchu i na ciele, a w końcu zdałem maturę, mimo ciężkich warunków, w jakich się znajdowałem przez ostatnie 2 lata.

Łopacki Edward, absolwent Szkoły Handlowej

Ks. Bolesław Strzelecki, prefekt

O......, dnia 19 lipca t937 r. (123-37)

Matce Boskiej Niepokalanie Poczętej składam najpokorniejsze podziękowanie za wysłuchanie mej prośby. Ś.p. mój mąż, żyjąc przez ostatnie lata oderwany od Kościoła katolickiego, w godzinie śmierci pojednany z Bogiem, umarł świątobliwie. Mam to przeświadczenie, że Matka Najświętsza, do Której z córką moją nieustannie zanosiliśmy modły, wyjednała tę wielką łaskę.

Oddając się pod opiekę Matki Najświętszej, proszę Ją o dalsze czuwanie nad nami.

U......ska

L.S. Poświadczam niniejszym prawdziwość zdarzenia. − (Podpis ks. proboszcza).

ŁÓDŹ, dnia 25 lipca 1937 r. (124-37)

żona moja od dwóch lat cierpiała na przewlekłe krwotoki, które mimo częstych porad u lekarzy i lekarek nie tylko, że nie ustawały, ale potęgowały się. Ostatnie odwiedziny u sławnego lekarza upewniły ją, że bez natychmiastowej operacji, która miała kosztować 500 zł, nie ma dla niej wyjścia. Byłem, zrozpaczony, ponieważ w położeniu moim jako od 6 lat bezrobotnego, 500 zł to kapitał nie do zdobycia. Udałem się wtedy po spowiedzi za pośrednictwem O. Wenantego Katarzyńca do Matki Boskiej Nieustającej Pomocy, jako do Matki i Lekarki we wszelkich dolegliwościach. I zostałem wysłuchany. Żona moja jest już zdrowa i to bez operacji i lekarstw.

W czerwcu br. zachorowała moja teściowa na wodnego raka cuchnącego. A choć życie uciekało z niej jak woda przez przetak - o ostatniej spowiedzi nie chciała słyszeć, twierdząc, że jej potrzebny lekarz i lekarstwa, a nie spowiedź.

Widząc, że tu nic nie poradzą ludzie, bo na upór lekarstwa nie ma, udałem się znowu do Matki Boskiej Nieustającej Pomocy i znów zostałem wysłuchany. Staruszka, bez żadnych ubocznych wpływów, na 12 dni przed śmiercią wyspowiadała się i przyjęła Komunię świętą i mimo strasznych cierpień, cichutko i spokojnie oddała Bogu ducha. Z przepełnionym sercem za te i za inne łaski składam tą drogą publiczne podziękowanie Matce Najśw. i polecam nadal Jej przemożnej opiece żonę, córeczkę i siebie.

Konstanty P.

KOSÓW, dnia 28 lipca 1937 r. (125-37)

Składam najgorętsze podziękowanie Ojcu Wenantemu za wysłuchaną prośbę w ważnej sprawie, która szczęśliwie ukończoną została. Co dzień błagam Ojca Wenantego o opiekę nade mną i całą moją rodziną. Proszę też Trójcę Przenajświętszą, by Ojciec Wenanty jak najprędzej policzony został w poczet błogosławionych.

Jaworska Maria

RAWA RUSKA, dnia 29 lipca 1937 r. (126-37)

Za nadzwyczajne oddani 3 przez samych sprawców skradzionych rzeczy dziękuję Niepokalanej i św. Antoniemu, do których zwróciłam się o pomoc. Proszę o dalszą opiekę nad całą rodziną.

Aniela Wójcik.

Stwierdzam prawdziwość podanego wypadku i nadzwyczajnych okoliczności. L. S. Rawa Ruska, dnia 30.7.-37. − Ks. Jan Podczerwiński, proboszcz

KRAKÓW, dnia 31 lipca 1937 r. (127-37)

Siostrzeniec mój 19 lat liczący zachorował na ciężkie zapalenie opłucnej. Stan był bardzo groźny, lekarze wątpili o wyzdrowieniu wobec komplikacji. Poleciłem go opiece Matki Najśw. i począłem odmawiać nowennę do Niej oraz prosić o wstawiennictwo O. Wenantego. Po odprawieniu nowenny stan chorego się poprawił tak, że lekarze pozwolili choremu opuścić szpital. Słowa te przesyłam jako podziękowanie Niepokalanej oraz jako dowód skuteczności wstawiennictwa O. Wenantego w wykonaniu postanowienia uczynionego w czasie nowenny.

Dr Zygmunt Wusatowski.

OSTROWO pod GNIEWKOWEM, dnia 1 sierpnia 1937 r. (128-37)

Zgodnie z przyrzeczeniem, składam publiczne, gorące podziękowanie Matce Boskiej i św. Antoniemu, za polepszenie zdrowia z ciężkiej choroby nerek i pęcherza, która utrudniała mi wielce pracę kapłańską.

Ks. Józef Müller, wikariusz.

SŁONIM, dnia 4 sierpnia 1937 r. (129-37)

Byłam chora od lat 6-ciu. Leczyłam się przez dłuższy czas; chwilowo ustępowała choroba, lecz ostatnio było bardzo groźnie.

Przywieziono mnie do szpitala w Brześciu n. Bugiem. P. dr Mołodecki stwierdził, że jako ostatni ratunek musi być operacja, inaczej ropa podejdzie do mózgu i nastąpi natychmiastowa śmierć. Operacja jest niebezpieczna z powodu próchnicy kości i dużej ilości ropy; stan stąd jest beznadziejny. Jestem młodą kobietą. Mam lat 30 i czworo dzieci. Chcę żyć już nie dla siebie, tylko dla dzieci małych, które by nigdy nie zaznały opieki i miłości matki.

Zmartwienie męża i moje było bezgraniczne. Przed operacją w ten sam dzień byłam u spowiedzi i przyjęłam Komunię świętą. Po Mszy św. poszłam na operację z wielką ufnością i nadzieją, że Matka Boska Nieustającej Pomocy nie zostawi mych małych sierotami.

P. dr Mołodecki dokonał operacji szczęśliwie. Za tak czułą opiekę naszej Pocieszycielki i Matki, z serc naszych płynie ustawicznie dla Niej chwała i podziękowanie. Prosimy o dalszą opiekę nad całą naszą rodziną.

Helena Żałobkowa.

Stwierdzam wiarogodność podanych faktów. P. Ż. przeszła ciężki zabieg operacyjny i obecnie czuje się zupełnie dobrze. (−) Dr Mołodecki

Stan był beznadziejny - lekarz st. ordynator Oddziału p. dr Mołodecki - wkładając w operację znane swoje bezwzględne poświęcenie lekarskie i wiedzę, przed ciężkim zabiegiem sam powtórzył słowa wielkiej wiary, że tylko Bóg może chorą uleczyć. Stwierdzam, że ten niezwykły wypadek tylko za cudem Matki Boskiej został dokonany, w której rękach narzędziem był lekarz i jego naprawdę ciężka i trudna praca. − Brześć n. B. dnia 4.8.1937 r. (−) Ks. Mendelowski, kapelan W.P.

SUCHODĘBIE, dnia 2 sierpnia 1937 r. (130-37)

Stowarzyszenie Katolickich Kobiet oddział Łanięta, składa Najświętszej Maryi Pannie podziękowanie za cudowne uzdrowienie bardzo ciężko chorego dziecka w naszej parafii.

W czasie wielkich upałów ośmioletnia Eugenia Wasilewska z Bud zachorowała na zapalenie opon mózgowych. - Doktor zastał stan dziecka bardzo ciężki. Zdawało się, że nadchodzą ostatnie chwile. Wtedy jedna z członkiń Stów. Kat. Kobiet namówiła matkę chorej, by dziecko oddać w opiekę Najświętszej Matki. W parę chwil potem dziecko odzyskało przytomność i powoli zaczęło powracać do zdrowia. Dziś dziecko jest zupełnie zdrowe. Cześć niech będzie Maryi za Jej pomoc cudowną.

Za Zarząd: S. Kiniorska.

L. S. Stwierdzam, że Wasilewska Eugenia, lat 8, chorowała wiosną br. ciężko na zapalenie opon mózgowych - ciężkie drgawki itp. Wyzdrowiała, nie ma obecnie żadnych komplikacji. − Dr med. R. Horawski

L. S. Łanięta, dnia 8.6.37 r. Fakt drugostronny miał miejsce w Budach Starych, parafii Łanięta. − Ks. M. Frankiewicz, proboszcz

O......, dnia 9 sierpnia 1937 r. (131-37)

Jestem absolwentem seminarium nauczycielskiego. W czasie studiów w szkole przeżywałem okresy głębokiego przygnębienia moralnego. Przyczyną tego stanu były trudne warunki materialne rodziców, nie wystarczające na moje kształcenie, wskutek czego często musiałem naukę przerywać.

Szukając ucieczki od przykrości życia, popadłem w nałóg samogwałtu. Przez cztery lata nie pomagała częsta spowiedź i Komunia św. Wielekroć budziły się we mnie postanowienia najszlachetniejsze, ale gdy nadeszła pokusa, nie miałem sił do opanowania się.

Zacząłem tracić pamięć i zdolność do pracy. Im bardziej czułem nieszczęście swoje, tym więcej miałem chęci do poprawy. Ale brakło silnej woli, brakło wytrwania. Byłem bliski utraty wiary, budziła się we mnie nawet świadomość, że nie istnieje w świecie nic, w co mógłbym wierzyć.

Historia świata i obraz współczesnego życia potwierdzają odwieczną walkę dobra ze złem, Boga z szatanem. W duszy mojej, ilekroć uświadamiam sobie okropność tej walki, tylekroć, ale ze wzmocnioną siłą, czuję tryumf pierwiastków Bożych.

I to jest moja jedyna nadzieja, której posiadanie zawdzięczam matce swej. Ona bowiem z miłości ku mnie i młodszemu rodzeństwu pracuje do dnia dzisiejszego jako robotnica, a pociechy szuka tylko w Chrystusie i Jego Matce Najświętszej i mnie tę drogę, - drogę krzyża, wiodącego w wieczność, wskazuje.

Stwierdziłem, że wobec chłoszczącego losu można stanąć śmiało tylko wtedy, gdy się nie czuje żalu do samego siebie. I pamiętając na matkę swą, na krzyż, jaki czyniła nade mną, gdy opuszczałem próg rodzinny, zacząłem się wyzwalać ze straszliwego nałogu. Częste rozpamiętywania myśli, zawartych w słowach Mszy św. i majowych nabożeństw, utwierdzają mnie w nigdy nie gasnącej miłości ku Bogu i w odradzającej się wierze w Jego wszechmoc i potęgę. Nie za długo mam stanąć samodzielnie wobec życia.

Wierzę, że jak dotychczas w zadawanych sobie samemu mękach, nie opuściła mnie Matka Najświętsza, tak i nadal trwać będzie przy mnie, jako Wspomożenie Wiernych i sprawi, że znajdę zatrudnienie, by nieść pomoc rodzicom i mieć zadowolenie z dobrze spełnionych obowiązków.

Piotr