Z drogi na misyjne żniwo
misyjne żniwo

RZYM

Po dwudniowym pobycie opuszczamy Florencję. Celem naszej jazdy był grób św. O. Franciszka w Assyżu. Ale zaszła niespodzianka. W drodze dowiedziałem się, że w Terentoli, przy krótkim postoju pociągu, czeka nas żmudna przesiadka, więc zdecydowałem się jechać wprost do Rzymu. Tylko Br. Alfons miał szczęście uczcić relikwie św. Ojca.

Fontanna Trzech Koron
Watykan - Fontanna "Trzech koron"

W miarę zbliżania się do Rzymu pobożny nastrój wsączał się w serce. Wszak to miasto walk, krwi i zwycięstw Krzyża - miasto Wieczne - serce chrześcijańskiego świata.

Już późną nocą łuna rozjaśniła horyzont: - Rzym!

Śledziłem, czy nie dojrzę kopuły, pod którą spoczywa pierwszy Pasterz kiełkującego Kościoła, by ją zdaleka pozdrowić. Po chwili powódź świateł elektrycznych wskazała, że jestem u celu. Szybko umieściłem, bagaż w przechowalni i ruszam do naszego Kolegium autobusem, a potem pieszo zdążałem krętymi uliczkami, z lekka tylko rzucając okiem na wybielone światłami reflektorów Kolosseum ruiny forum, łuki triumfalne. Wkrótce byłem przed bramą; nerwowo przycisnąłem guzik dzwonka, raz, drugi, trzeci - darmo. Donośny alarm nie zdołał zakłócić i przerwać spokojnego snu mieszkańców. Nie było rady. Pierwsza noc w Rzymie upłynęła mi pod gołym niebem gęsto usianym gwiazdami. Dopiero ranny szturm poskutkował. Na sygnał wychylił głowę o. Wicerektor - i jakaż radość! Wreszcie jestem wśród swoich.

Szczęśliwie trafiłem, że mimo wakacyjnego czasu, był w Kolegium br. Zeno, kleryk z naszej prowincji, więc z nim, jako przewodnikiem, zacząłem wędrówkę po Rzymie. Wrażeń szczegółowo opisywał nie będę. Brak miejsca na to; zresztą tylu już z piórem w. ręku zwiedzało zabytki stworzone tu przez wieki wysiłkami całego świata. Szerzej zaznaczę tylko miejsca bardziej rozpalające uczucia i myśli.

Nikt w Rzymie nie pominie największych kościołów, jakie stworzył geniusz ludzki: św. Piotra, św. Pawła za murami, Najśw. P. Maryi Większej, św. Jana. Niektóre z nich są tak duże, że największe kościoły Polski swobodnie, jak w pudełku, w nich by się zmieściły. Zwiedziłem je i innych sporo. Oszałamiają one ogromem, olśniewają bogactwem, zadziwiają dziełami sztuki. Więcej jednak, niż te arcydzieła, wzruszył mię widok Kolosseum i katakumb.

Watykan, bazylika Matki Bożej Większej
Widok i wnętrze Bazyliki NMP Większej

KOLOSSEUM

Z daleka, Kolosseum - to olbrzymie kolisko, opasane wysokim murem, przeznaczone niegdyś na publiczne widowiska. Cesarz Tytus po zdobyciu i zburzeniu Jerozolimy uprowadził tysiące niewolników żydowskich i zajął ich przy tej budowie. Stanął gmach na pomieszczenie 50.000 widzów. Dziś mury, choć z wielkimi wyrwami, jeszcze zadziwiają ogromem. A cóż dawniej być musiało gdy surowy kamień był wykładany marmurem, a kolejne piętra: doryckie, jońskie, korynckie posiadały pełnię ozdób i kształtów? Dziś pozostały z tego szczątki i ruiny - smutny pomnik wielkości pogańskiego Rzymu.

Niegdyś galerie te wypełniał rozbawiony tłum, w osobnej loży zasiadał cesarz ze świtą, arena ożywiała się ciżbą gladiatorów i zwierząt, rozpoczynała się rzeź - a lud sycił się krwią i męką ginących dla wyuzdanej igraszki, dla sportu! W szary piasek areny wsiąkła także obficie krew męczonych chrześcijan. Tu drgały ich ciała, tu konali wśród tortur, dając tym bohaterstwem probierz swej wiary. Jak żywo stanęły mi w wyobraźni niezapomniane sceny z "Quo vadis".

Dziś jako symbol zwycięstwa tych zawodników Chrystusa stoi w środku areny skromny krzyż. Całujemy to godło triumfu.

W Kolosseum może najlepiej wyczuwa się załamanie dziejów. Przyszedł zmierzch mocy i wielkości cezarów; marnie zaginął naród światem władający, skoro za, cel postawił sobie zbytek i wyuzdanie. Po zabawach i zgiełku, teraz panuje tu milczenie śmierci. Ogromnym państwem podzieliły się różne ludy, a Kościół z krwi męczenników wyrósł i nabrał światowego rozwoju.

Już ciemno. Opuszczamy Kolosseum jak po rzewnym nabożeństwie. Przy świetle lamp widać pobliskie łuki cezarów, dalej forum z pniami kolumn jak na leśnym wyrębie. Tędy szły legiony po zwycięstwach na dalekich pograniczach, triumfalne wozy wodzów, pokonani królowie, szeregi jeńców. Tu wrzało życie, a dziś z pyłu i gruzu dobywa Mussolini pamiątki dawnej sławy.

bazylika św. Pawła
Facjata i wnętrze bazyliki św. Pawła

KATAKUMBY

Kto zwiedza Rzym, nie może pominąć katakumb. Autobusem dostaliśmy się na via Appia do katakumb św. Kaliksta. Ze wszystkich te są najsłynniejsze. W osobnej krypcie spoczywa 20 papieży; tu był grób św. Cecylii, św. Tarcyzjusza i wielu innych męczenników.

Za miastem, wśród pól, wznoszą się domki klasztoru Salezjanów, którzy są stróżami katakumb. Wraz z nami zebrało się sporo turystów. Po opłaceniu biletu zaopatrzono nas w małe świeczki, podzielono na grupy według .języka, jakim kto władał. Przewodnik prowadził nas w podziemia. Nieśmiało stąpałem po miejscach przesiąkniętych krwią umęczonych, uświęconych zahartowaną wiarą i pobożnością wiernych, ściany wąskie, a wysokie korytarze miały liczne wydrążenia, na pojedyncze trumny; miejscami były większych rozmiarów boczne kaplice. Na tablicach zachowały się rysunki przedstawiające tajemnice wiary, jak np. Sakramenta św.. Dobry Pasterz, gołąbek z winoroślą. Zagłębialiśmy się w podziemnych czeluściach około dwu godzin. Lecz całość katakumb nie jest zwiedzającym dostępna, bo badają je archeologowie. Uczeni ci wzbogacili naukę katolicką w dowody o pierwotnej wierze chrześcijan wbrew protestanckim zarzutom, bo tu najdokładniej w napisach i rysunkach wyrażona jest wiara pierwotnego Kościoła. Tu grzebano zmarłych chrześcijan, a żywi kryli się przed prześladowcami, umacniali się modlitwą i Sakramentami, tu kiełkował Kościół w dobie męczeńskiej. Jak dziś turyści, tak niegdyś przy migocących kagankach majaczyły w tych podziemiach gromadki wiernych, by uczestniczyć we Mszy św. A jednak z katakumb, jak ziarno spod skiby, wyrósł Kościół.

Koloseum
Kolosseum

Dziś idą w świat pełne grozy komunikaty o dzikich prześladowaniach i okrucieństwach, jakie cierpią wierni w Rosji, Hiszpanii i gdzie indziej. Wobec mordowania kapłanów, niszczenia kościołów chyba pod ziemię zejść muszą katolicy ze swą wiarą i modlitwą. Ale to na chwilę tylko. Katakumby i Kolosseum uczą nas, że Kościół tam spotężnieje i zatriumfuje.

Kończył się już krótki pobyt w Rzymie. Ale oto jeszcze jedna miła niespodzianka! Przyszło od O. Generała zlecenie, by udać się na audiencję do Ojca świętego. Co za szczęście!

Owszem, miałem pragnienie widzieć Ojca Św., ale zdawało się to beznadziejnym marzeniem, bo Ojciec św. przebywał wówczas poza Rzymem. Aż oto pielgrzymka francuska uzyskała audiencję w Castel Gandolfo i mogliśmy się z nią złączyć. Jazda tramwajem do willi papieskiej, położonej w górach albańskich nad malowniczym jeziorem, trwała godzinę. Tam złączyliśmy się na dziedzińcu z francuskimi pielgrzymami, szczęśliwi, że na misyjną drogę pobłogosławi nam Namiestnik Chrystusowy.

Tłum na dziedzińcu wzrasta, gdyż z ciągały drużyny młodzieży faszystowskiej. Wszyscy czekamy audiencji wyznaczonej net godz. 11.30. Kobiety dobywały lub kupowały welony, jako przepisane nakrycie głowy. Wśród pielgrzymów było także kilku Chińczyków. I oni szli z hołdem do Ojca całego chrześcijaństwa. Czas dłużył się - rosło napięcie. Godzina naznaczona minęła dawno - aż wreszcie zaczęto pielgrzymów wpuszczać grup karni. Doszliśmy na któreś piętro do sali średniej wielkości, skromnie ozdobionej. Przy ścianie czołowej stały czerwone fotele, a wśród nich tron Ojca św. Już wkrótce... za chwilę... jakie szczęście!

Łuk Trriumfalny Konstantyna
Łuk triumfalny Konstantyna Wielkiego

Tłum starał się dojść najbliżej do tronu; ścisk i gorąco nieznośne. Straż trzymali szwajcarzy z halabardami, ubrani w dość dziwaczne, jak z łowickich pasiaków, stroje.

Znowu próba cierpliwości... Aż zjawił się jakiś, niby dygnitarz, w mundurze lśniącym od złotych galonów i donośnie zapowiedział: Ojciec Św. idzie! Gwar zamarł. Cisza. Raźniej zabiły serca; wszyscy wlepili oczy w stronę, skąd. miał przyjść Zastępca Chrystusa. Z odległej sali doszły nas okrzyki: "E viva Papa!"

Szwajcarzy stanęli na baczność; do tej chwili zjawia się jak anioł, postać starca, papieża. Powoli jak zjawa podszedł do tronu, usiadł i oczy dobrotliwe skierował na lud. Jak od huraganu zatrzęsła, się nagle sala od oklasków i okrzyków. Patrzyłem wzruszony. To ten, co pasterzuje owczarni Chrystusa, sternik Kościoła, starzec sterany wiekiem, a na jego barkach tak olbrzymie zadania spuścizny Piotrowej. Jemu poddane ludy tylu ras, rozproszone po całej ziemi, jemu Wodzowi Kościoła w karnej służbie poddani wszyscy kapłani i walczący w pierwszych szeregach misjonarze. I my w te kadry wstępujemy. Jakie szczęście, że mogę od tego Wodza otrzymać błogosławieństwo na drogę misyjną.

Umilkły oklaski, Ojciec św. wstał i przemawiał cichym głosem. Dziękował za przywiązanie synowskie, pobudzał do wiary żywej, ostrzegał przed wrogami. Po krótkim przemówieniu wszyscy uklękliśmy, a, nad nami zawisła znakiem krzyża drżąca ręko. Ojca Świętego.

Po chwili Papież odszedł wśród burzy oklasków. W sercach pozostało niezapomniane wrażenie zbliżenia się do samego Zastępcy Jezusa Chrystusa.

Po powrocie do Rzymu kupiliśmy drobiazgi do naszego kościoła w Japonii i zaczęliśmy się gotować do dalszej drogi.