Wychowanie do radości w cierpieniu
Dzieciątko Jezus z krzyżem

Wszyscy cierpimy - czy to pchnięci w skrajną nędzę, czy złożeni na łożu boleści, czy sercem złamanym z braku wzajemności; a zresztą, czy potrafiłbym wyliczyć wszystkie rodzaje utrapień, które stały się naszym udziałem. Człowiek nie jest zdolny do wyczucia różnych tonów wszelkiej nędzy.

Potrafimy tylko uchwycić akord smutnej pieśni - jeden jęk. Czy możliwy jest uśmiech w tych trudnych warunkach życiowych?

Posłuchajmy odpowiedzi danej nam przez św. Teresę od Dz. Jezus: "Dusza moja doznała wszystkich rodzajów doświadczeń. Wiele już wycierpiałam. W dzieciństwie znosiłam cierpienie ze smutkiem, dzisiaj w pokoju ducha, z radością nawet spożywam te gorzkie owoce".

Może zdziwienie nas ogarnia i ze zwykłym w takich wypadkach wyrazem twarzy odpowiadamy: tylko święci mogli tak cierpieć. Ja jednak pozwolę sobie zrobić uwagę: Trzeba radośnie wychowywać dzieci, należy umieć wydobyć uśmiech na ich licach w momencie, kiedy one najwięcej może cierpią.

Wychowanie oparte na zasadach katolickich, wzmocnione motywami religii i łaska Bożą, jest w możności uwiecznić spokojny wyraz twarzy pośród największej udręki.

WYKORZYSTANIE MAŁYCH CIERPIEŃ

Rodzice powinni pamiętać o następującej zasadzie: Kto nie panuje nad małymi, ten całkowicie ulegnie wielkim.

Dlatego należy przyzwyczajać dzieci do znoszenia małych, drobnych cierpień, jakie trafiają się na drodze ich życia. Mogą to być bardzo małe krzyżyki, nawet najmniejsze, ale dlatego, że małe, trzeba kłaść nacisk, żeby dziecko umiało je cierpliwie znieść. Przez małe rzeczy dochodzimy do wielkich.

Poddawanie się w małych przeciwieństwach - zauważa ks. bp Keppler - prowadzi w końcu do tego, iż dostaje się już choroby morskiej od burzy w szklance wody, szału z powodu przesolonej zupy, alarmuje się dom cały jękiem i lamentem z powodu bólu zębów, a za każde przykre słowo wybucha się jadem i żółcią. Przez to ściągamy na siebie pogardą i zatruwamy życie sobie i swemu otoczeniu.

WPŁYW NA WYOBRAŹNIĘ DZIECKA

Trzeba odwracać umysł dziecka uskarżającego się na cierpienie, zaprzątnąć jego wyobraźnię czymś innym i umiejętnie je przekonać, że jego bóle nie są rzeczywiście bardzo wielkie. A tyle dowodów na to posiadamy. Wielką rozpiętość, rozległą skalę dostrzec możemy w cierpieniu. I chociażby kto sądził, że cierpienia jego są bardzo wielkie, może przecież odszukać kogoś, który w swym sercu przeżywał rzeczywiście większą tragedię, przelał więcej łez... Skala cierpień ludzkich ma swoją zwyżkę w Sercu Matki Najświętszej, a do największego napięcia dochodzi w zbolałym Sercu Chrystusa.

U stóp Jezusa zmniejszają się nasze udręki i bóle. Z Chrystusem miło jest cierpieć. Zdajemy sobie sprawę, że "odkąd zatknął Chrystus sztandar krzyża, muszą wszyscy jego wyznawcy tym chwalebnym znakiem walczyć i zwyciężać".

EGOIZM A CIERPIENIE

Dlaczego ja cierpię? Tak jedni się skarżą i dlatego łatwo dają się unieść w cierpieniu hasłom bolszewickim, podważającym porządek społeczny.

Dlaczego ja miałbym cierpieć. Lepiej niech inny cierpi, znosi nędzę, aniżeli ja. W tym właśnie leży przyczyna niesprawiedliwości społecznej - wyzysku.

Należy urabiać młodzież w duchu poświęcenia, ażeby była gotowa, chociażby kosztem wielkich ofiar ze swej strony, uszanować szczęście zamożniejszych.

W tymże duchu poświęcenia trzeba wychować młodzież postawioną przez Opatrzność w dogodniejszych warunkach życiowych, by umiała i zdolna była zniżyć się do nędzy i wyzbyć się przynajmniej w pewnej mierze swoich dóbr na korzyść sfer uboższych.

Jak w jednym, tak i w drugim wypadku wymagana jest pewna doza zaparcia się, pewne zamiłowanie do cierpienia.

Ma się rozumieć, że urabianie dziecka w tym kierunku będzie się odbywało w rzeczach mniejszej wagi - błahostkach, wyjątkowo - w większych.

Przypuśćmy, że w dzisiejszych czasach ogólnej nędzy dziecko bogatszych rodziców poprosi o rzeczy mniej więcej zbyteczne. Można uczynić zadość jego prośbie. Ale rodzice mogą skorzystać z okoliczności, by wyrobić w dziecku zamiłowanie do cierpienia, wynikającego z pozbycia się dobra, o które prosiło, na korzyść kogoś uboższego. Dziecko odczuje brak tej rzeczy, ale na tyle będzie szlachetne, że zrozumie, raczej wyczuje wartość swego czynu.

Przeszło rok temu zostałem zaproszony do jednego domu na wieczerzę wigilijną. Otóż, jakie wzruszenie mię ogarnęło, gdy ojciec rodziny w rozmowie ze mną podkreślił, że dzieci jego wyrzekły się cukierków i innych łakoci, by sprawić lepsze święta ubogim dzieciom z ochronki.

Jestem pewny, że młodzież wychowana w duchu poświęcenia, a więc rozumiejąca potrzebę ofiary ze swych wygód, poszanuje prawa sprawiedliwości społecznej.

CIERPIENIE ZA DRUGICH

Z ust dziecka może wypłynąć żałosna skarga: - Dlaczego ja cierpię?

Należy mu wytłumaczyć, że chociażby cierpiało niewinnie, nie za swoje grzechy, bo dusza jego, przypuśćmy, jest czysta jak kryształ, to jednak ciąży na nim obowiązek cierpienia ze zbolałym Chrystusem. Wiara bowiem otwiera nam oczy, ukazuje nam pole pracy za pomocą cierpienia. Jest to praca szczytna, apostolska, do której koniecznie należy zachęcać młodzież.