W pogoni za młodzieżą

W OBRONIE DZIECKA

8)

- Pani nie powinna w ten sposób odnosić się do dziecka.

- Owszem, sama zdaję sobie z tego sprawę, ale...

- Wiem, wiem, co usłyszę: te nerwy, dzieci. To prawda i dzieci nieposłuszne, rozzuchwalone i pani przemęczona, wyczerpana nerwowo. Bóg dał rodzicom pewną orientację, intuicję. Mimo braku odpowiedniego wykształcenia, rodzice mogą wychowywać dziecko. Zresztą i doświadczenie przychodzi im w pomoc. Tylko konieczna jest umiejętność opanowania siebie. Należy przecież uwzględnić temperament dziecka, o ile chodzi o pani syna - melancholiczny. Pani pragnie wyrobić duchowo syna, trzeba więc często poświęcić swoje zamiary, opanowywać swoje wady, aby tylko umieć trafić do jego przekonania. Wychowanie przecież polega na przekonaniu dziecka, pozyskaniu go i urobieniu.

- Muszę powiedzieć panu, że mam duże ułatwienie w wychowaniu mojego syna. Ma bowiem wiele cennych zalet. O ile raz zdecyduje się na wykonanie czegoś, jest wierny temu postanowieniu. Interesuje się dosyć poważnie i gruntownie pewnymi zagadnieniami. Nie widzę u niego płytkości, jak - u młodszego. Uderzająca jest u niego punktualność. Często na tym tle mamy nieporozumienia. Jest religijny. Jego natura zbyt uczuciowa znajduje w religii swój wylew. Kocha wszystko, oddaje serce temu, kogo uważa za swego przyjaciela.

- Jak dotąd, powinna pani być zadowolona.

- Tak, gdyby na całość jego życia składały się pierwiastki dobre. Ale panu wiadome są ujemne strony melancholika. Jest nadzwyczaj wrażliwy. Nie łatwo przychodzi mu o zdecydowanie się. Zawsze przeszkody... przeszkody. Trudności dookoła niego. O ile dozna od kogo krzywdy, to długo pamięta i ciągle o tym myśli. Już dostrzegam u niego pewne oznaki niechęci do mnie. Niezadowolony. Przygnębiony. Odsuwa się coraz więcej od otoczenia, myśląc, że w samotności znajdzie spokój, którego - jak sądzi - ludzie nie chcą mu dać.

- Pani powinna dziękować Stwórcy. Przy umiejętnym prowadzeniu, pod dobrą ręką matki, syn stanąć może w szeregach tych wielkich ludzi, jakich wydał temperament melancholiczny. Święci tego typu są o nadzwyczaj pociągającej duchowości. Zna pani św. Franciszka. Do niego upodobnić się może i syn pani, tylko proszę umiejętnie wykorzystać jego dobre strony, a walczyć z ujemnymi. Współdziałać w rozwijaniu dobra, o którym mówiliśmy, to sprawa oczywista i jasna, zrozumiała. Jednak zwracam uwagę, że kto chce wspomagać kogoś we wzlocie ku wyżynom, musi sam pozbyć się swoich wad. O ile tego nie uczyni, będzie zawsze na niego ujemnie oddziaływał. Weźmy np. jeden fakt. Przed chwilą pani pogniewała się na syna, dlatego tylko, że on zniecierpliwił się na panią z powodu nie spełnienia przez nią przyrzeczenia. Przypuszczam, że raczej należałoby się starać o obowiązkowość ze swej strony. Do usunięcia wady zbytniej wrażliwości u syna należy przystąpić z innej strony. Otóż z ujemnymi objawami dziecka tego typu trzeba walczyć z miłością matki, a ze stanowczością ojca. Z miłością - by odczuło, że ma kochających go przyjaciół. Należy odwracać jego umysł od skupiania myśli na pewnych tylko momentach mniej dla niego przyjemnych. Nauczyć go żyć z przyrodą, która dużo daje ukojenia i zadowolenia. Następnie, jak podaje jeden pedagog, wybrać dla dziecka otoczenie krzepkich towarzyszy, którzyby pobudzali w nim zdrowe zainteresowanie zjawiskami życia zewnętrznego". Jak czuły na piękno, jak litościwy dla nędzy był św. Franciszek z Asyżu, a przecież nie widzimy w nim niezdrowego przeczulenia. Takie typy ludzi ma wyrobić w melancholikach praca indywidualno-wychowawcza.