Apostoł Marji
Drukuj

(Dokończenie)

Dziwniejszym wszakże jest fakt, że Marja sama przyjęła na siebie duchowe kierownictwo jego Oratorjum. W snach tajemniczych odkrywała księdzu Bosko sumienia i w symbolicznych obrazach pozwalała mu poznać ogólny stan moralny jego zakładu. Podawała mu wskazówki wychowawcze, - nieraz, jak żartobliwie mawiał ksiądz Bosko, "dyktowała" mu całe arkusze upominków, skierowanych uderzająco trafnie do serc chłopięcych. Jej macierzyńskie oczy czuwały nad pobożnością i skromnością wśród wychowanków. W zakładach salezjańskich utrzymuje się tradycja, że Niepokalana podczas nowenny przed uroczystością Niepokalanego Poczęcia wymiata z zakładu chłopców niegodnych mieszkać w domu Jej pieczy powierzonym.

Jednakowoż działalność wychowawcza nie była jedynym celem życia świętego. Nie na tem jedynie polu miała się wyczerpać jego energja i niezmordowana gorliwość. Wychowawcze oddziaływanie na młodzież to jedynie największy i najmilszy sercu księdza Bosko odcinek na froncie olbrzymiej walki o odrodzenie religijne społeczeństwa, jaką podjął z woli Nieba.

W r. 1862 miał święty dziwny sen. Widział wzburzone morze, po którem płynął wspaniały okręt Kościoła, walczący z burzą i niezliczoną flotą nieprzyjaciół. Olbrzymi korab bronił się dzielnie i zmierzał ku dwom niebotycznym kolumnom, jakie wznosiły się wśród rozhukanych fal. Na jednej z nich świeciła monstrancja, na drugiej bielił się posąg Niepokalanej. Gdy okręt znalazł się między temi kolumnami i tam zarzucił kotwicę, ucichła burza, a wrogie korwety znikły wśród odmętów.

Zrozumiał wówczas Święty, czego potrzeba Kościołowi w czasach"! dzisiejszych. Nabożeństwo do Najśw. Panny i niezliczone łaski Wspomożycielki za niem idące stały się w jego rękach cudownym środkiem budzenia wiary w szerokich warstwach społeczeństwa.

W dwa lata później rozpoczął ksiądz Bosko budowę świątyni Marji Wspomożenia wiernych w Turynie. Miał to być pomnik jego nabożeństwa i wdzięczności ku Niepokalanej. Oddawna nosił w duszy zarysy tego domu Bożego, który miał być sercem jego dzieł, skąd na świat szeroki rozejść się miała chwała Marji. Rozpoczynał budowę z ośmioma soldami w kieszeni. Po ludzku sądząc musiało to być dzieło chybione.

Ale wówczas pokazały się owoce miłości księdza Bosko ku Niepokalanej. Błogosławieństwo spływające z rąk prostego kapłana sprawiało tak cudowne skutki, że wkrótce posypały się tysiącami ofiary. Jak mówił ksiądz Bosko, każda cegła tej świątyni świadczy o łasce, udzielonej przez Wspomożycielki. Czteroletni okres budowy kościoła to nieprzerwane pasmo znanych i nieznanych światu cudów. Warto tu przytoczyć jedno z tych nadzwyczajnych wydarzeń, według opisu ks. Costamagna, późniejszego biskupa-misjonarza w Ameryce Południowej.

"Trzeciego maja 1867 r. ksiądz Bosko przyjechał do Caramagna, mej miejscowości rodzinnej. Po ślicznem kazaniu, jakie miał w kaplicy św. Krzyża, przyjął zaproszenie na obiad u mej matki. Po obiedzie mnóstwo ludzi zgromadziło się na obszernem podwórzu, prosząc o błogosławieństwo męża Bożego. Ksiądz Bosko wyszedł chętnie z pokoju z mym bratem i ze mną, który chciałem koniecznie być świadkiem jakiegoś cudu w swem miejscu rodzinnem.

Pierwszą osobą, która stanęła przed księdzem Bosko, była pewna uboga, podeszła w latach kobieta, chroma na obie nogi, wlokąca się na kulach. Słyszała, jak mówiono o skuteczności błogosławieństwa księdza Bosko, i ufała. Stojąc u boku księdza Bosko bacznie przyglądałem się scenie, jaka się rozpoczęła, i byłem świadkiem rozmowy, po której nastąpił cud:

Ks. Bosko zaczął:

- Czego sobie życzycie, moja poczciwa kobiecino?

- O, księże Bosko! Niechże się ksiądz zlituje nade mną. Niech mi ksiądz udzieli swego błogosławieństwa.

- Z całego serca. Ale czy wierzycie w potęgę Matki Boskiej?

- Wierzę, wierzę mocno.

- W takim razie proście Ją, a udzieli wam łaski.

- Ach, księże Bosko, niech ksiądz raczej się pomodli, bo jest świętym, a ja nie jestem na tyle dobra, aby się modlić, jak należy.

- Trzeba, żebyśmy się pomodlili oboje,

- Dobrze, zrobię jak ksiądz radzi.

- A więc klęknijcie!

- O, księże Bosko! Tyle już lat nie mogę klękać. Mam nogi prawic martwe.

- Nic nie szkodzi, klęknijcie!

Kobieta, chcąc być posłuszną, oparła się na obu kulach, usiłując opuścić się po nich do ziemi, ale ksiądz Bosko, wyciągnąwszy jej obie z pod ramion i z rąk, rzekł rozkazująco:

- Nie tak, nie tak, - klęknijcie dobrze!

W tłumie, liczącym przeszło sześćset osób, zapanowała taka cisza, te nie było słychać nawet oddechu.

Kobieta uklękła jakby oszołomiona, a po chwili odezwała się z płaczem:

- Ach, księże Bosko, jak mam się modlić?

- Odmówcie ze mną trzy "Zdrowaś Marjo" do Dziewicy Wspomożycielki!

Po odmówieniu modlitwy, kobieta podniosła się bez niczyjej pomocy, nie czując więcej bólów, które ją trapiły od wielu lat. Ksiądz Bosko, uśmiechając się, wsadził jej obie kule na ramię i rzekł: "Idźcie, moja poczciwa kobiecino, i kochajcie zawsze Marję Wspomożycielkę"

Pierwszego czerwca tegoż roku mówił ksiądz Bosko do swych współpracowników: "Nie pojmuję, jak się nam wszystko pięknie składa. W tych dniach znowu dostałem kilka tysięcy lirów za łaski, udzielone przez Wspomożycielkę. - Dziś rano, około dziesiątej, przyprowadzono mi pięcioletniego chłopca, głuchego do tego stopnia, że nie mógłby usłyszeć nawet wystrzału z armaty. A więc dobrze: pobłogosławiłem go, a potem uderzyłem lekko w ręce koło jego uszu. Malec w tej chwili obrócił się i spojrzał na mnie z uśmiechem... Jakże dobrą jest Matka Boska!"

Opisami podobnych wydarzeń przepełniony jest szczegółowy i żywot Świętego.

Sterany trudami apostolskiego życia zgasł ksiądz Bosko rankiem 31 stycznia, 1888 r., gdy dzwoniono na "Anioł Pański". Święta jego dusza poszła po wieniec chwały z rąk niebieskiej Hetmanki, a po świecie chrześcijańskim rozeszła się wieść: "Umarł Święty!"

Posłannictwo jego i nierozdzielnie z niem związane nabożeństwo do Niepokalanej Wspomożycielki podjęli spadkobiercy duchowi księdza Bosko - Salezjanie i Córki Marji Wspomożycielki.

Dzieła księdza Bosko dobroczynnemi wpływami objęły już dziś cały świat. Blisko półtora tysiąca zakładów wychowawczych obu tych Zgromadzeń to tyleż ośrodków, z których promienieje w świat miłość i cześć Wspomożycielki.


Któż, o Marjo Przenajświętsza, któż, wezwawszy Twego wszechmocnego pośrednictwa, którem ratujesz nawet i zrozpaczonych grzeszników, został opuszczonym? To nigdy się nie zdarzyło i nie zdarzy!

Bł. Eutychiusz