Podziękowania
Drukuj

Osoby, które otrzymały jakaś łaskę od Niepokalanej i chcą za nią publicznie podziękować w "Rycerzu", prosimy, by postarały się o potwierdzenie swego podziękowania przez ks. proboszcza, a przy uzdrowieniach przez leczącego ich lekarza. Nadto trzeba podać w liście swoje nazwisko i dokładny adres. Także w wypadkach nawróceń, trzeba podać nazwisko i adres dla wiadomości redakcji - ile możności - z potwierdzeniem kapłana. Redakcja stosuje się do życzenia proszących, by ich nazwiska czy miejscowość zostały w sekrecie. - Przy podziękowaniach nie ogłaszamy ofiar nadesłanych, gdyż pokwitowanie odbioru zwykle administracja wysyła. A Niepokalana dobrze wie, kto o Jej "Rycerzu" pamięta i czynnie popiera Jej sprawę.

Ponieważ podziękowań za łaski nadsyłają nam bardzo wiele, przeto zaledwie drobną cząstkę umieszczamy w pełnym tekście, ogromną zaś większość w skróceniu pod: "Niepokalanej dziękują". Wszystkie one wymownie świadczą o niewysłowionej dobroci i potędze Niepokalanej. Cześć Jej za to i gorąca podzięka - a w sercach naszych coraz większa w Jej orędownictwo ufność!

K....., dnia,9 stycznia 1934 r. (85-34)

Dwa lata byłem bez posady, dwa lata nędzy, upokorzeń i na dodatek wszystkich trosk miano wyeksmitować nas z mieszkania, a muszę dodać, że mam żonę i dziecko. Pomimo silnych starań z mojej strony i pewnych starań ze strony osób wpływowych, wszędzie mi odmawiano. Zrozpaczeni beznadziejną sytuacją poczęliśmy się modlić do św. Tereski, św. Antoniego, a wreszcie do Matki Boskiej. Co pewien czas wpadał nam do rąk "Rycerz Niepokalanej-, jakgdyby na zachętę do gorącej ufności w pomoc Matki Najświętszej, której tak bardzo potrzebowaliśmy. Zwłaszcza rubryka podziękowań za otrzymane łaski wlewała do serca jakąś dziwną otuchę, bo jeżeli tyle osób doznało łaski, to i my wreszcie doczekamy się zmiłowania Bożego.

I doczekaliśmy się go za przyczyną Niepokalanej, bo oto osoby, które przedtem nie chciały słyszeć o jakiemkolwiek poparciu, poczęły się same gorliwie starać o danie mi stanowiska. Dziś już kilka miesięcy pracuję i mam się nieźle, a pobudzony dobrocią Niepokalanej ślę Jej i Boskiemu Synowi pokorne dzięki z prośbą o zamieszczenie niniejszego ogłoszenia w "Rycerzu Niepokalanej" dla zachęty tych osób, które straciły nadzieję w lepsze jutro, mówiąc słowami Chrystusa Pana: "proście, a będzie wam dano".

J. K.

W......., dnia 19 stycznia 1934 r. (86-34)

Od wczesnej młodości popadłam w grzechy ciężkie. Chodziłam do spowiedzi, ale tylko ze zwyczaju i przez osiem prawie lat taiłam moje grzechy na spowiedzi, popełniając straszne świętokradztwa. Kilka razy starałam się odprawić spowiedź z całego życia, gdyż sumienie mnie dręczyło, lecz nadaremnie. W tym czasie zaczął przychodzić do nas "Rycerz Niepokalanej". Czytając podziękowania za otrzymane łaski za pośrednictwem Niepokalanej Marji, postanowiłam zerwać z przeszłością. I wtedy to wstąpiła w moje serce nadzieja, że Matka Niepokalana nikogo nie opuszcza i nikim nie gardzi, chociażby był największym grzesznikiem, tylko żeby z ufnością się do Niej uciekał. Zaczęłam tedy modlić się do Najświętszej Panienki o szczery żal za me grzechy i o łaskę odprawienia dobrze spowiedzi św. z całego życia, przyrzekając jednocześnie, że gdy zostanę wysłuchaną, ogłoszę to w "Rycerzu". I Marja Niepokalana, Ta najlepsza Matuchna, wysłuchała mych niegodnych próśb, bo oto, po dobrem przygotowaniu się, odbyłam spowiedź z całego życia. I od tego czasu upłynął już cały rok, a ja danego przyrzeczenia nie spełniłam i co gorsza, popadłam znowu w nowe grzechy, jakby za karę za niespełnienie danej obietnicy. Po raz drugi zaczęłam prosić Najświętszą Panienkę o zupełne powstanie z mych grzechów, wad i nałogów. I zostałam wysłuchaną. Pojednałam się z Bogiem. I dzisiaj czuję się spokojną, szczęśliwą i zadowoloną. Tego szczęścia nie oddałabym za wszystkie uciechy tego świata. Może znajdzie się niejedna dusza, któraby pragnęła powstać ze swoich grzechów, ale o własnych siłach nie potrafi. Wtedy niech pospieszy do Niepokalanej. A Ta Matuchna Najświętsza nie opuści nikogo, wspomoże w każdej potrzebie, wszak jest naszą najlepszą Matką. Spełniając dane przyrzeczenie, składam Najświętszej Matuchnie Niepokalanej hołd czci i wdzięczności, jak również Najsłodszemu Sercu Pana Jezusa, św. Tereni od Dz. Jezus i św. Stanisławowi Kostce.

H. R.

WIELKI WEŁCZ, dnia 24 stycznia 1934 r. (87-34)

Od paru lat cierpiałem na bóle kości. Lekarz stwierdził jej próchnienie. Mogłem pracować jeszcze do roku 1933, ale potem tak mi się pogorszyło, że pozostałem prawie sztywny. Wtedy udałem się o pomoc do lekarza, który polecił mi używać najrozmaitszych lekarstw i ziół, lecz żadnej poprawy na zdrowiu nie było; choroba coraz groźniejsze czyniła postępy, straciłem więc wszelką nadzieję wyleczenia się. Wówczas zwróciłem się z prośbą do Najświętszego Serca Jezusa i Najśw. Matki Niepokalanej i św. Antoniego, prosząc Ich, by zaopiekowali się mną i przywrócili mi zdrowie. Użyłem wody z Lurd, odmawiałem w tej intencji nowennę i równocześnie przyrzekłem ogłosić podziękowanie w "Rycerzu Niepokalanej", o ile prośby moje zostaną wysłuchane. Ponieważ stan zdrowia już po paru dniach znacznie się polepszył i wkrótce wyzdrowiałem, przeto, stosując się do przyrzeczenia, składam publicznie podziękowanie Najśw. Sercu Jezusa, Matce Najśw. Niepokalanej i św. Antoniemu, prosząc o dalszą opiekę nade mną i moją rodziną.

Niegodny sługa Marji Suwaj Józef.

Stwierdzam prawdziwość: ks. Pronobis, proboszcz.

GRÓDEK JAGIELLOŃSKI, dnia 15 lutego 1934 r. (88-34),

W sierpniu ub. r. zachorowała nam córeczka na zapalenie płuc. Mimo starannej opieki lekarskiej, choroba pogarszała się, gorączka rujnowała siły młodego dziecięcia. Po trzech tygodniach dziecko było umierające.

Widząc je w takim stanie, udałam się o pomoc do Matki Najświętszej. Jej też ofiarowałam swe dziecię. Przyjmowałam w intencji chorej Komunję św. i słuchałam Mszy św. Nie przeczę skutków lekarstw, lecz ja szukałam pomocy u Boga, gdyż wiedziałam, iż los mego dziecka jest w Jego ręku. Po sześciu tygodniach stan zdrowia chorej córeczki pogorszył się; suchy kaszel wycieńczał całkowicie słaby organizm. Nie upłynęło dwóch miesięcy, a złowroga gruźlica poczęła czynić spustoszenie, co stwierdził lekarz. Gorączka doszła do maksimum. Dziecko walczyło ze śmiercią...W boleści serca płynęła gorąca modlitwa do Niepokalanej o uzdrowienie dziecka. U Niej tylko szukałam z rodziną ratunku w tem ciężkiem strapieniu...

Po raz drugi daliśmy dziecku, które zdawało się już nie uniknąć śmierci, wody z Lurd. Przedtem założyliśmy mu Cudowny Medalik. I ufni w pomoc Niepokalanej i św. Antoniego oczekiwaliśmy tej chwili, w której poczęłoby wracać do życia. Chwila ta istotnie nadeszła. Po tak długich i bolesnych cierpieniach czarne widmo śmierci odeszło od łoża chorej. Zdrowie powracało. A dziś czuje się dobrze i chodzi o własnych siłach. Z wdzięcznością ślemy Niepokalanej i św. Antoniemu słowa podzięki za ich widoczną opiekę.

O Marjo, niech Imię Twoje słynie poprzez wszystkie wieki, niech dobroć Twoją i miłosierdzie poznają wszystkie dusze.

Jan i Marja Ślipkowie

L. S. Poświadczam, że Bogumiła Ślipkówna lat 2 z Gródka Jag. pozostawała przez dłuższy czas w mojem leczeniu spowodu ciężkiej gruźlicy płuc potwierdzonej bakterjologicznie. Prognoza była jak najgorsza i dobry stan dziecka w obecnej chwili należy przypisać jedynie siłom nadprzyrodzonym. Dr. med. Tadeusz Garbień

Niniejszem zezwalam na ogłoszenie powyższego faktu wyzdrowienia dziecka za przyczyną Matki Najświętszej Niepokalanej, gdyż tylko dzięki Jej cudownej opiece Bogumiła Ślipkówna powstała z bardzo ciężkiej choroby. ks. K. Bilczewski, prob.

WARSZAWA, dnia 16 lutego 1934 r. (89-34)

Najświętszej Marji Pannie, Królowej mojej Najmilszej składam tą drogą publicznie najgorętsze podziękowanie za Jej ustawiczną, wszechmocną opiekę nade mną i pomoc okazaną mi wyraźnie tyle razy w życiu, a zwłaszcza w chwilach ciężkich zmagań mej duszy.

Piotr Rafa, profesor

W........, dnia 18 lutego 1934 r. (90-34)

Za otrzymane łaski od Niepokalanej, na które nie zasłużyłem, zapominając tak często w tem codziennem życiu o Najświętszej naszej Matuchnie, składam publicznie podziękowanie w "Rycerzu Niepokalanej". Od szeregu miesięcy starałem się o posadę w szkolnictwie średniem, mając poza sobą dyplom magistra filozofji, jednak bezskutecznie. Zwracałem się do wszystkich prawie Kuratorjów ustnie i piśmiennie, a także do różnych osób wpływowych, ale i na tej drodze nic nie uzyskałem. Przypadkowo dostał mi się do rąk egzemplarz "Rycerza Niepokalanej". Czytając zamieszczone w nim podziękowania za otrzymane łaski, odniosłem się do nich z niechęcią, a nawet z ironją, uważając te ogłoszenia za chęć zysku ze strony wydawnictwa. Gdy mi nawet zwracano uwagę, abym polecił się opiece naszej Matuchny, odniosłem się również do tych uwag z lekceważeniem i niechęcią. Byłem pod wpływem silnej depresji duchowej.

Jednak słowa modlitwy do Pocieszycielki utrapionych: "że od wieków niej słyszano, ażeby ktokolwiek uciekając się do Ciebie, Twej pomocy wzywając, o przyczynę prosząc, miał być od Ciebie opuszczony" sprawiły, że wstąpiłem do kościoła i u stóp Ołtarza Najświętszej i Niepokalanej Matuchny naszej prosiłem o pomoc i łaskę z głęboką wiarą.

Zostałem wysłuchany. Za kilka dni otrzymałem posadę, narazie kontraktową, ale wierzę i ufam bezgranicznie, że mimo, iż nie jestem tych łask godny, Najświętsza Matuchna nasza nie opuści mię, ale pomoże mi do uzyskania stałej posady.

Za doznane łaski publicznie na tem miejscu dziękuję Tej, Która, nawet niezasługujących na to, obdarza niemi i bierze ich pod Swe opiekuńcze skrzydła. Z błagalną prośbą o dalszą opiekę, pozostaję niegodne dziecię Niepokalanej.

S. S. mgr. filozofji

WARSZAWA, dnia 20 lutego 1934 r. (91-34)

Przez całe dotychczasowe życie odczuwałam zawsze opiekę Matki Najświętszej nad sobą, czy to w latach szkolnych, czy to w późniejszych, czy te Obecnie po zamążpójściu.

Parę razy, będąc w b. ciężkich rozterkach moralnych, modliłam się do Matki Boskiej Częstochowskiej o wskazanie mi drogi wyjścia i Matka Najświętsza dopomagała mi zawsze, inaczej zginęłabym napewno.

W dwa lata po ślubie, w czasie mojej nieobecności, na skutek różnych plotek i intryg, mąż zmienił się bardzo i gdy wróciłam z małem dzieckiem z letniska, męża nie mogłam poznać. Stałe kłótnie i jego ordynarne wyrażenia doprowadzały mnie do rozpaczy. I mimo miłości jego dla dziecka, stawał się coraz gorszy. Chciałam zostawić mu dziecko i uciec od niego, bo już dłużej nie mogłam znieść okropnego traktowania.

Ale czytając często różne podziękowania w "Rycerzu Niepokalanej", wstąpiła we mnie otucha i postanowiłam co miesiąc chodzić do spowiedzi i przyjmować Komunję św. w intencji spokojnego pożycia małżeńskiego i również obiecałam Matce Niepokalanej podziękować w "Rycerzu".

Prośba moja została wysłuchana. Gdy w zeszłym roku wróciłam z letniska, zastałam męża zupełnie zmienionego; od tej chwili postępowanie jego względem mnie uległo całkowitej przemianie. Obecnie jest dla mnie bardzo dobry.

Widząc w tem jedynie pomoc Niepokalanej, składam Jej publiczne podziękowanie i proszę o dalszą opiekę nad całą moją rodziną.

W. R.

Z............, dnia 20 lutego 1934 r. (92-34)

Znalazłem się spowodu kupna realności niespodziewanie w położeniu bez wyjścia. Zła wola ludzka spowodowała to, że groził mi przewlekły proces, który mógł pochłonąć całą realność. Odmawiałem nowenny do Najśw. Serca Pana Jezusa, Matki Bożej Nieustającej Pomocy i św. Opiekunów moich. Bóg raczył mnie wysłuchać i wybawić z tej niezwykłej przygody. Za tę łaskę składam według obietnicy publiczne podziękowanie.

W. K.

JARZĄBKOWO, dnia 21 lutego 1934 r. (93-34)

W lipcu 1932 roku wracając nocą do domu, zostałem postrzelony przez bandytów, rabujących nasze mienie, w lewą część szyi. Stan mój był bardzo groźny,

ponieważ spuchnięta szyja utrudniała oddychanie. Po wyspowiadaniu się i przyjęciu ostatnich Sakramentów św. odwieziono mnie do szpitala w Gnieźnie. Oddychałem coraz trudniej, oczy wychodziły z orbit. Lekarze orzekli stan mój jako beznadziejny. Tylko na prośby brata i moją, dokonali dwóch trudnych operacyj, stale utrzymując, że zabiegi te pozostaną bez skutku. Osłabiony przyjąłem jeszcze raz do serca swego Pana Jezusa i przygotowywałem się na śmierć, bowiem godziny mego życia były policzone. Otrzymałem od siostry Cudowny Medalik. Zamówiono też Mszę św. na moją intencję. Przyrzekłem, że o ile wyzdrowieję, ogłoszę otrzymaną łaskę publicznie w "Rycerzu Niepokalanej". Od tego czasu ku zadowoleniu lekarzy z dnia na dzień byłem zdrowszy, a obecnie pracuję mimo kulki w ramieniu. Za to dziękuję wraz z rodzeństwem Niepokalanej i proszę nadal o Jej przemożną opiekę.

Niegodny lecz wdzięczny sługa Marji
Florjan Frankiewicz

L. S. Wiarogodność powyższych faktów potwierdzam: ks. Łucjan Berger, proboszcz

STANY, dnia 22 lutego 1934 r. (94- 34)

Chorowałam poważnie od przeszło dwóch lat, wskutek czego byłam bardzo wyczerpaną. Wkońcu lekarz-chirurg orzekł, że operacja jest konieczna. Mając zawsze wielkie nabożeństwo do Najśw. Panny Marji Niepokalanej i do św. Teresy od Dz. Jezus, zaczęłam z gorącą ufnością odmawiać nowennę do Niepokalanej Dziewicy z Lurd, oddając się Jej przemożnej opiece, oraz do św. Teresy, od której wiele już łask doznałam. Obiecałam, że jeżeli Niepokalana raczy mnie wysłuchać, ogłoszę podziękowanie w "Rycerzu Niepokalanej". Po ukończeniu nowenn i przystąpieniu do Komunji św. miało miejsce konsyljum lekarskie, które uznało, że operacja jest niepotrzebna, i odtąd zdrowie moje polepszyło się znacznie. Sercem przepełnionem wdzięcznością dziękuję Najśw. Pannie Niepokalanej, Której Cu downy Medalik zawsze noszę, że mi tę łaskę u Najśw. Serca Jezusa wyjednała i św. Teresie, prosząc całą duszą o opiekę nad nami.

Janina hr. Jezierska

L. S. Potwierdzam w całej osnowie: ks. Franciszek Kułak, proboszcz i dziekan

B....., dnia 26 lutego 1934 r. (95-34)

Po złożeniu egzaminu maturalnego znalazłem się w bardzo ciężkiem położeniu. Rodzina moja jest duża i przyszło do tego, że brakło poprostu środków do życia, a ja nic zrobić nie mogłem. Wtedy to zwróciłem się z gorącą prośbą do Matki Najświętszej, prosząc o wsparcie. Ratunek wkrótce przyszedł. Dostałem dość dobrą posadę, przełożeni byli ze mnie zadowoleni, a i ja z wiarą zacząłem patrzeć w przyszłość.

Zapomniałem tylko o jednem. Zapomniałem Matce Najświętszej podziękować na łamach "Rycerza", jak to z początku obiecałem. Wkrótce też Matuchna Niebieska dała mi dotkliwie odczuć moją przewrotność. Obcując bowiem z ludźmi, zostałem wciągnięty do towarzystwa zupełnie nieodpowiedniego. Miesiąc za miesiącem szedł, a ja coraz dalej brnąłem w błoto - na oślep, nie patrząc na skutki. Czułem się tem gorzej, że widziałem swoją nędzę, a oprzeć się złemu nie miałem siły. Doszło do tego, iż czekałem na najmniejszą sposobność, by odebrać sobie życie, bo czułem do siebie taką odrazę, a zresztą zdawało mi się, że już dla mnie niema ratunku.

Nachodzi jednak dzień 15 sierpnia - święto Matki Bożej. Wiedziony jakąś nieprzepartą siłą poszedłem do kościoła, rzuciłem się przed ołtarz i ze łzami w oczach błagałem o zmiłowanie. Z okruchów mojej wiary pozostał mi jeszcze kult do Matuchny Niebieskiej. Byłem kiedyś wpisany do Sodalicji Marjańskiej, przed ołtarzem obrałem Ją sobie za Matkę, czyż mogła mnie w chwili tak okropnej opuścić? Wiedziałem, że po stokroć niegodny jestem wzywać Jej ratunku, ale któż mi mógł przyjść z pomocą? Ludzie?... Zawiodłem się na nich, oni to odebrali mi wiarę w Boga, wiarę we wszystko, co święte, - czyż mogłem im zaufać?...

Matka Najświętsza nie opuściła Swego niegodnego sługi. Bo parę dni potem podziękowałem za posadę, porzuciłem złe towarzystwo, wyrzekłem się wszystkiego. I dała mi tę łaskę, że mogłem oczyścić się z wszystkich nieprawości, ze wszystkiego brudu. Zostałem wprawdzie bez posady, na łasce rodziny, ale z sercem czystem i zawsze oddanem Niepokalanej. Wierzę, że Ona jedna nie opuści mnie niegodnego zarówno w złej, jak i dobrej doli. Z całego więc serca składam najpokorniejsze podziękowanie Matuchnie Niebieskiej, błagając o dalszą opiekę i wsparcie.

Henryk K.

LWÓW, dnia 3 marca 1934 r. (96-34)

12 grudnia ub. r. zachorowałem. Stan zdrowia z każdym dniem się pogarszał. Lekarze nic konkretnego orzec nie mogli, polecili jedynie odesłać mnie do szpitala. Przez 6 dni nie przyjmowałem pokarmu, a bóle żołądkowe tak mi dokuczały, że nie mogłem spać ani w dzień ani w nocy; toteż bardzo wychudłem. W parę dni później odwieziono mnie do szpitala. Stwierdzono, że jestem chory na zapalenia otrzewnej. Stan był groźny. Rodzina zwróciła się do Niepokalanej i do św. Teresy z prośbą o pomoc. Ja też prosiłem o wybawienie z tak ciężkiej choroby i poleciłem się opiece Matki Najśw. Po kilku dniach nastąpiło polepszenie. Jednakże zaszła potrzeba przeprowadzenia operacji, ponieważ w boku wytworzyła się ropa. Operacja odbyła się szczęśliwie. Potem w dość szybkim czasie wróciłem do zdrowia. Składam więc serdeczne podziękowanie Matce Niepokalanej i św. Teresie i proszę o dalszą opiekę.

Krzysztof Ozimina

Poświadczam, że p. Ozimina Krzysztof przebył ciężką chorobę nerkową z komplikacjami i tylko szczęśliwym zbiegiem okoliczności uległ zupełnemu wyzdrowieniu. Lwów, 3 marca 1934 r. Dr. Karol Adlerstein

SOCHACZEW, dnia 3 marca 1934 r. (97-34)

Składam najgorętsze podziękowanie Matce Bożej Niepokalanej za łaskę nawrócenia biednego suchotnika, który jeszcze przed rokiem nie chciał nawet słyszeć o spowiedzi, zaledwie zgadzając się na przyjęcie Cudownego Medalika. Przez cały rok nie ustawałam w modlitwie, obiecując ogłosić w "Rycerzu" podziękowanie za wysłuchanie mej prośby.

J. C.

Powyższy fakt stwierdzam, że zgodny jest z prawdą. - ks. Trojanowski, dziekan dekanatu sochaczewskiego.

KRAKÓW, dnia 30 marca 1931 r. (98-34)

Najświętszej Pannie Marji Pocieszycielce strapionych składam gorące podziękowanie za zupełnie niespodziewany pomyślny wynik egzaminu.

Stefan Janikiewicz, abs. med.