Gdy nędza światu zagraża
Drukuj

Kij pielgrzymi zachował dotychczas swe doniosłe znaczenie. Bo chociaż większość ludzi podróżuje już tylko koleją, autobusem czy nawet aeroplanem, to przecież tysiące i tysiące pielgrzymów co roku pieszo idą do Marji.

Idą powoli wśród pyłu i skwaru letniego z kijem pielgrzymim w ręku! Idą do Lurd - do Fatima w Portugalji. Idą do Częstochowy i do Kevelaer w Niemczech.

Kto na koniu, kto na kołyszącej się łodzi, na lekkim samochodzie, kto tylko w Imię Boże z suchym kawałkiem chleba w torbie.

Idą zmęczonym krokiem z błagalną i rzewną pieśnią na ustach.

I dlaczego?

Im większa bieda przygniata, im krwawiej pali się nędza materjalna, wpija się na pochylone ku ziemi czoła, a ścieżki niemoralności grożą zalewem, im ciężej nam dziś przeżyć - tem prędzej poznajemy słabość ludzkich środków - i idziemy do Marji, bo nikt nam już pomóc nie może.

Upada ruch turystyczny i wycieczkowy; mimo wysiłków specjalnych towarzystw, pustoszeją miejsca rozrywkowe.

Ale ilość pielgrzymów stale wzrasta.

Czytelnicy "Rycerza" z własnego przeżycia wiedzą, co u nas się dzieje. Lecz i u obcych nie lepiej. Toteż wszyscy idą do Marji.

Z Francji idą Francuzi do cudownego Lurd.

Z pokrytej grobami wojny światowej Belgji, idzie rozśpiewany wierny lud Walonów i Flamanów z hołdem do stóp Niepokalanej ;w Borę.

Idą ciężko zwartym szeregiem Niemcy, z Nadrenji do "Naszej! Ukochanej Pani" w Kevelaer.

A i u nas miejsca łaskami słynące wypełniają się w uroczystości Marji szeptem modlitewnym tysięcy pątników.

* * *

Było to przed wielu, wielu laty. W cichej wiosce niemieckiej spokojnie zasypiali dzielni i uczciwi mieszkańcy. Nie mieli powodu do narzekań, skarg i żalów.

Matka Boża z Kevelaer
Cudowny obraz Matki Bożej Pocieszycielki strapionych w Kevelaer w Niemczech z roku 1640

Mieszkali w małych niskich chatach. Uprawiali rolę i wytłaczali wino. Przestawali na małem i czuli się zupełnie szczęśliwi w swem zacisznem miejscu rodzinnem.

Wesołe głosy rozbawionych dzieci krzykliwym i beztrosko zgiełkiem napełniały wioskę, Nagle wojna, a z nią głód i zaraza - nieodłączne towarzyszki - śmiertelną chustą powiały nad krajem. Wyrosły z ziemi długie szeregi grobów, bielejące zdala na piaszczystem pustkowiu pod lasem. Groby duże, kryjące ludzi w sile wieku, i drobne kurhany, jakby dla dzieci dziecięcą usypane ręką.

Ucichły zapłotki - zniknęły wesołe twarze.

Ogień zniszczył dobrobyt wieśniaków. Wyludniła się wioska. Pozostali, jak cienie, unikali własnego zatrutego oddechu.

Wieczór wigilijny spojrzał oczyma pełnemi łez ludzkich na okrutną pracę roku 1641.

Nędza była ogromna w kraju frankońskim. Rozbój i mord, śmierć niespodziewana czyhały na każdym zakręcie bezludnej drogi.

Obok przydrożnego krzyża przechodził kupiec. Pierwszą jego myślą było wezwanie pomocy nieba. Zdjął więc czapkę i ukląkł. Z zamyślenia obudził go głos:

"Wybuduj mi tutaj kaplicę!"

Usłuchał wielokrotnie powtarzanego w tem samem miejscu głosu, wybudował kaplicę i umieścił obraz Matki Bożej Pocieszycielki strapionych - kopję cudownego obrazu w Luksemburgu. Nie przypuszczał, że to miejsce stanie się źródłem łask dla przyszłych pokoleń.

Kaplica Matki Bożej w Kevelaer
Cudowna kaplica w Kevelaer, w której znajduje się łaskami słynący obraz Matki Bożej Pocieszycielki strapionych

Dwieście lat upłynęło od tej chwili. Pierwsi dostojnicy duchowni Niemiec i sąsiednich krajów zebrali się w r. 1892, by najlepszej Pocieszycielce strapionych największy oddać hołd. Po uroczystej sumie - wśród huku moździerzy i śpiewu stutysięcznej rzeszy pielgrzymów, biskup złotą koronę włożył na skronie Marji.

Dwuwiekowa wiara ludu została uznana i pobłogosławiona przez Kościół uroczystą koronacją cudownego obrazu.

Lecz przyszedł straszny i niepewny rok, huczący głucho złowrogiem przeczuciem, przeorany znakami krwawemi na niebie. Przyszła wojna światowa.

I znowu cicho było w Kevelaer, bo starzy i młodzi poszli w wir walki - na śmierć i życie! Sprawiedliwą pięść podniósł uciemiężony niewolnik o wolność narodów.

Do Kevelaer dochodziły tylko jęki konających, huk armat i warkot morderczych samolotów.

* * *

Zawarto pokój! Ugięła się w proch zmiażdżona pycha.

Ale nędza rośnie. Dwie nieodłączne towarzyszki wojny znowu bliżej trupią źrenicą zaglądały nam w oczy. Wielu z naszych legło śmiertelnym snem w rowach strzeleckich. Ci, którzy wrócili, przynieśli kalectwo i cierpienie nieuleczalne. Znowu liczba nieszczęśliwych, szukających pociechy u Marji, rośnie coraz bardziej. Ogromne tłumy pielgrzymów znowu otaczają miejsca cudowne. W ubiegłym roku przyszło do Kevelaer 520 tysięcy pielgrzymów. Pół miljona ludzi nieszczęśliwych padło przed Cudownym obrazem, prosząc o pomoc Marji.

Bazylika w Kevelaer
Bazylika Najśw. Marji Panny w wiosce Kevelaer

Co dziwniejsze, te tłumy ogromne idą za Marją i do Marji, nie jak czereda żydów za Chrystusem dlatego, że "jedli chleb i najedli się".

Nie! Do Kevelaer nie idzie się po odzyskanie utraconej nogi lub sparaliżowanej ręki. Do Kevelaer idą nieszczęśliwi fizycznie - tak, lecz przedewszystkiem złamani na duchu. Idą bezrobotni, ale nie po rządową zapomogę.

A wracają z pieśnią radosną na ustach. Przeżyty, zrozpaczony, bez chęci do dalszego życia, samobójczemi opętany myślami sceptyk, - bez wiary i świętości, szatański literat, maczający pióro w jadzie swojego marazmu duchowego, - lub ścigany sprawiedliwością i wyrzutami własnego sumienia zbrodniarz.

Oni wszyscy idą do Marji Pocieszycielki strapionych i nieszczęśliwych. A wracają z otuchą w sercu i nowemi siłami do życia. W ich duszach dziwna zaszła zmiana - cud, może większy, niż uzdrowienie stoczonych chorobą płuc.

A dlaczego to wszystko?

Bo gdy nędza światu zagraża, gdy mieszczanin i wieśniak razem uginają się pod ciężarem urzędowej opieki, wiesz, kto twoim prawdziwym przyjacielem?

Ta, Którą zwiemy Pocieszycielką strapionych - Marja Niepokalana!...

Jeszcze nie koniec cierpieniom! Wiem i widzę!

Lecz niema czemu rozpaczać! Bo Ta, Która Dziecinę Jezus nosi na swem ręku, ześle strapionym otuchę i siłę, a w największej nędzy prawdziwą okaże się Matką.


Najwyższy Król nieba, pełen dobroci nieskończonej, pragnie, i to siłą bez miary, obdarzać nas Swojemi łaskami; lecz że do tego potrzebną jest z naszej strony ufność, chcąc tę ufność w nas powiększyć, dał nam za Matkę i Obronicielkę własną Matkę, przyoblekając Ją wszelką władzą do wspierania nas i ratowania.

ŚW. ALFONS LIGUORI