Dla Ciebie...
Drukuj

Od najmłodszych lat, kiedym mógł ledwie zrozumieć tę wielką miłość, jaką żywi dla każdego człowieka Matka Najświętsza, zwracałem się do Niej i nieraz długi czas, jako dziecko, rozmawiałem z Tą Panią, Której ani nie widziałem, ani nie mogłem usłyszeć. Mimo wszystko po rozmowie tej czułem się tak szczęśliwy, tak mi było dobrze, jak nigdzie - nawet na kolanach rodzonej matki. Od tego też czasu postanowiłem sobie codziennie rozmawiać z Tą Matką Niebieską. Wieczorem, kiedy cała rodzina zbierała się w izbie, ja wychodziłem z domu i, zapatrzony w niebo, otwierałem serce swoje do modlitwy.

Tak minęły lata dziecinne...

Po ukończeniu szkoły powszechnej - jako 15-letni młodzieniec wstąpiłem do Seminarjum nauczycielskiego. Tu zaczął się dla mnie nowy okres życia. Nie mogąc się przyzwyczaić do życia zbiorowego, które wydawało mi się zbyt hałaśliwem, wolny czas spędzałem samotnie. Miałem zawsze na uwadze słowa ojca mego, który, gdym go żegnał odjeżdżając do szkoły, powiedział mi: "Jeśli masz przysłuchiwać się złym mowom, idź lepiej do kościoła i pomódl się; pamiętaj, abyś o Bogu nie zapomniał, gdyż i Bóg może wtedy o tobie zapomnieć". Te słowa ojca mego były dla mnie tak drogiemi, że myślałem o nich wciąż, i teraz, chociaż jestem dojrzałym fizycznie i duchowo, i pracuję samodzielnie jako nauczyciel, nigdy o nich nie zapominam.

Znowu z prostotą dziecka, jako młodzieniec szkoły średniej, zacząłem swoje dawne rozmowy do Matki Niebieskiej i opowiadałem Jej wszystko, co serce mogło podyktować. We wszystkich potrzebach, troskach i utrapieniach zwracałem się do Niej i nigdy nie byłem zawiedziony; jakaś słodka nadzieja wstępowała do mej duszy. Przyrzekałem Jej wtedy, iż nigdy o Niej nie zapomnę i że co tylko zrobię, wszystko dla Niej.

A Matka Najświętsza, jako Pocieszycielka i Wspomożycielka tych, którzy się do Niej uciekają, również nie zapominała o mnie. Doznawałem Jej opieki wszędzie, na każdym kroku; nawet maturę, którą było naprawdę ciężko złożyć, otrzymałem bez żadnych trudności. Po egzaminie jednak nie zaraz otrzymałem posadę, gdyż ciężkie warunki, jakie się obecnie ułożyły, nie rokowały widoków szybkiego załatwienia mej sprawy. Straciłem nawet nadzieję, ażebym otrzymał odpowiednie dla mnie stanowisko, lecz silna wiara w pomoc Matki Najświętszej nie pozwalała mi rozpaczać.

W takich chwilach bez przerwy modliłem się do Niej, prosząc o pocieszenie. I oto na dowód, że ci, co się do Bożej Matki uciekają są zawsze pocieszeni, po roku z górą czasu otrzymałem od razu dwie posady do wyboru.

Oto najlepszy dowód, gdzie powinniśmy się uciekać i kogo prosić w potrzebach naszych. Prosta i najbliższa droga. Zwracajmy się do Matki Najświętszej - bo Ona czeka na nas z nadmiarem nigdy niewyczerpanych łask, tak hojnie rozdając tym, którzy się do Niej uciekają.

Nie zwlekaj, duszo oziębła, i nie rozpaczaj, boć jeszcze nie jesteś stracona, skoro masz Tę Najświętszą Pocieszycielkę. Udaj się do Niej z modlitwą na ustach i otwartem sercem, a na pewno doznasz takiego spokoju i szczęścia, jak nigdy. Ona przekreśli tę odległość, jaka istnieje pomiędzy tobą - a Jej Synem-Jezusem, skoro ujrzy cie szczerze pokutującą.

Ufajmy mocno wszyscy w Jej pomoc, wierzmy gorąco i niezłomnie w Jej opiekę nad nami, a Ona zawsze przytuli nas do łona i serca Swojego - jako Najlepsza Matka.

J. K. nauczyciel