Podziękowania
Drukuj
podziękowania

Osoby, które otrzymały jakaś łaskę od Niepokalanej i chcą za nią publicznie podziękować w "Rycerzu", prosimy, by postarały się o potwierdzenie swego podziękowania przez ks. proboszcza, a przy uzdrowieniach przez leczącego ich lekarza. Nadto trzeba podać w liście swoje nazwisko i dokładny adres. Także w wypadkach nawróceń, trzeba podać nazwisko i adres dla wiadomości redakcji - ile możności - z potwierdzeniem kapłana. Redakcja stosuje się do życzenia proszących, by ich nazwiska czy miejscowość zostały w sekrecie. - Przy podziękowaniach nie ogłaszamy ofiar nadesłanych, gdyż pokwitowanie odbioru zwykle administracja wysyła. A Niepokalana dobrze wie, kto o Jej "Rycerzu" pamięta i czynnie popiera Jej sprawę.

Ponieważ podziękowań za łaski nadsyłają nam bardzo wiele, przeto zaledwie drobną cząstkę umieszczamy w pełnym tekście, ogromną zaś większość w skróceniu pod: "Niepokalanej dziękują". Wszystkie one wymownie świadczą o niewysłowionej dobroci i potędze Niepokalanej. Cześć Jej za to i gorąca podzięka - a w sercach naszych coraz większa w Jej orędownictwo ufność!

* * *

OŻARÓW, dnia 25 maja 1933 r. (153 - 33)

Sercem przepełnionem bezgraniczną wdzięcznością składamy publiczne podziękowanie Matce Najświętszej i Najsłodszemu Sercu Jezusa za ocalenie naszej czteroletniej córeczki. Dnia 10 stycznia dziecko okropnie się poparzyło. Przybyły lekarz orzekł, że stan jest bardzo ciężki. Po trzech dniach dziecku zrobiło się gorzej, dostało większej gorączki i pokarm zwracało. Przetrwało w takim stanie 8 dni. Nie było innej rady, jak udać się do naszej Matuchny, Która też wybuchała naszą prośbę i uwolniła z tak ciężkiej choroby. Przedtem prosiliśmy Ojców z Niepokalanowa o przysłanie dziecku wody cudownej z Lurd. Po użyciu kilku kropel i położeniu Cudownego Medalika, dziecko wróciło do normalnego stanu. Od tej chwili dziecko jest zdrowe, Matuchna nas wysłuchała i wróciła nam naszą córeczkę, za co składamy Jej serdeczne podziękowanie i prosimy Ją o dalszą opiekę nad całą rodziną.

niegodni słudzy
S. i J. Fiedorowiczowie

P. S.

Przewielebny Ojcze!

Ja ze swej strony muszę dodać, że stan dziecka p. Fiedorowicza był bardzo poważny - ze względu na dużą przestrzeń oparzenia.
Większość dzieci przy tak rozległych uszkodzeniach ginie... tu po kilku dniach borykania się z życiem, organizm powrócił do zdrowia, a na skórze pozostały minimalne ślady.
Racz przyjąć, Ojcze Redaktorze, serdeczne życzenia rozwoju pisma

Dr med. Orsik Antoni

SIEMIATYCZE, dnia 20 lipca 1933 r. (154 - 33)

Niniejszem świadczę, że parafjanka moja, mieszkanka m. Siemiatycz, Helena Andruszkiewiczowa od kilku lat chorowała na gruźlicę kości. Była w Warszawie w szpitalu Dzieciątka Jezus, tam robili jej operację, lecz to nic nie pomogło. Po operacji leżała przez trzy lata w domu w łóżku. Miejscowy lekarz powiedział, że niema dla niej ratunku. Kiedy rok temu ją spowiadałem, sam pomyślałem, że tak jest. Teraz Helena Andruszkiewiczowa chodzi, rany się jej pogoiły, czuję się zdrowa, tylko osłabiona. Może się swobodnie nachylać i poruszać, podczas gdy dawniej krzyż jej był sztywny. Niezwykłe uzdrowienie swoje przypisuje tylko miłosierdziu Najśw. Marji Panny, za co niech Jej będzie chwała na wieki.
Ks. M. Pietrzykowski
pieczęć proboszcz Siemiatycki i dziekan Drohiczyński

WĘGRCE, dnia 15 sierpnia 1933 r. (155 - 33)

Po powrocie z wojska 12 września 1932 r. starałem się wszelkiemi siłami i o posadę. Mimo największych starań, moje podania wracały zewsząd nieuwzględnione z braku wolnych miejsc. Wobec takiego położenia straciłem całkiem nadzieję otrzymania jakiejś pracy. Niedługo jednak trwała moja apatja, gdyż czytając, najrozmaitsze podziękowania w "Rycerzu", udałem się i ja o pomoc do Niepokalanej, przyrzekając, że jeżeli zostanę wysłuchany ogłoszę publicznie i złożę ofiarę. Prośba moja nie pozostała bez skutku, gdyż posadę otrzymałem, za co składam Niepokalanej najserdeczniejsze podziękowanie, prosząc o dalszą opiekę i pomoc.

Juda Gubrjel, przod. straży więz. w Grudziądzu

OBODÓWKA, dnia 3 września 1933 r. (156 - 33)

W roku 1932 miałem zdawać powtórnie egzamin nauczycielski, bez którego dalsze pozostawienie mię w służbie było zupełnie niemożliwem. Ponieważ wymagania przy egzaminie były bardzo zaostrzone, udałem się o pomoc do Matki Najświętszej, przyrzekając, że w razie pomyślnego wyniku egzaminu ogłoszę to publicznie w "Rycerzu Niepokalanej". Dzięki pomocy Najśw. Marji Panny, egzamin zdałem pomyślnie i dziś składam Jej za to serdeczne podziękowanie.

Fr. Samborski, naucz.

ROHATYN, dnia 4 września 1933 r. (157 - 33)

Kandydatowi na świętego, ś. p. Czcigodnemu O. Wenantemu Katarzyńcowi składa podpisany pokorne dzięki za orędownictwo w niebie. Długo modliłem się o uzyskanie posady dla bratanka Michała i prośby moje polecałem Najwyższemu przez rozmaitych świętych Bożych. Ale Bóg Najłaskawszy chce, aby O. Wenanty teraz "urzędował" w niebie i aby przez Niego prośby były przedstawiane i pomyślnie załatwiane. I sprawę bratanka przyjął i pomyślnie załatwił, za co niech będzie uwielbiony Bóg w Świętych Swoich.

Ks. Antoni Barć, Kapelan SS. Miłosierdzia.

LWÓW, dnia 6 września 1933 r. (158 - 33)

Od kilkunastu lat żyłem w grzechach, których nie wyznałem na św. Spowiedzi, ukrywając je przed spowiednikiem. Powtarzało się to kilkakrotnie i wobec zatajenia grzechów z każdym dniem liczba ich wzrastała i coraz to cięższe, które moją duszę coraz więcej obciążały. Nie wiedząc co robić, chodziłem jak obłąkany, myśląc, że mogę umrzeć w grzechach śmiertelnych. Zacząłem się modlić do Matki Bożej Nieustającej Pomocy, prosząc o łaskę odbycia rekolekcyj zamkniętych i wyspowiadania się z całego życia. Obiecałem przytem ogłosić podziękowanie w "Rycerzu". Otóż Matka Najświętsza wysłuchała mnie i z łaski Jej w sierpniu b. r. odbyłem rekolekcje, a odprawiłem je u OO. Redemptorystów w Mościskach. Po odbyciu rekolekcyj odprawiłem spowiedź z całego życia i otrzymałem upragniony spokój sumienia.

Za tak wielką łaskę składam publiczne gorące podziękowanie Matce Najświętszej i pełen ufności oddaję się nadal Jej łaskawej opiece wraz z rodziną, prosząc o dalsze błogosławieństwo.

niegodny sługa Marji A. W.

Ś............., dnia 6 września 1933 r. (159 - 33)

W młodym wieku zamieszkiwałem w Wielkopolsce, do szkoły uczęszczałem niemieckiej, a na naukę religji katolickiej coś przez rok tylko. Wobec dobrych postępów nie zagłębiałem się w treści religji samej, przez co znałem zasady Wiary katolickiej powierzchownie. Następnie wyjechałem do Niemiec, gdzie zupełnie straciłem Wiarę, nie uczęszczając do Sakramentów świętych. I podczas wojny nie uczęszczałem do Spowiedzi św., dopiero gdy miałem stanąć do ślubu, ze względu na żonę przystąpiłem do Spowiedzi św., lecz bez głębszego zastanowienia się i aby tylko formalności załatwić. Czytałem różne pisma antyreligijne, komunistyczne i różne inne, nie mogąc znaleźć zadowolenia, ani też odkryć prawdy.

Nadszedł rok 1929. Żona moja już od dwóch lat chorowała, a w roku 1929 myślałem, że już nie będzie można jej przy życiu utrzymać. Lekarz, dobry znawca, powiedział mi w oczy: "Panie, żal mi Pana, lecz niestety, żony nie da się przy życiu utrzymać; organizm jest wyczerpany i za miesiąc lub dwa skończy. Przypadkowo dostał mi się w ręce "Rycerz Niepokalanej", na skutek którego przysiągłem sobie, że o ile wysłucha mnie Najświętsza Marja Niepokalana i żona do zdrowia wróci, mojego chłopca oddam na chwałę i służbę Bożą. Zaczęliśmy odmawiać modlitwy do Najświętszej Marji Niepokalanej i po dłuższej chorobie żona wróciła do zdrowia i zajmuje się pracą domową. Chcąc przysięgi dotrzymać, a wobec niemożności dania chłopcu poznania prawdziwie Wiary katolickiej, by później go oddać do konwiktu, wysłałem go w swoje strony, by uczęszcza na religię katolicką, ponieważ w naszej parafji niema księdza, a w szkole religii nie wykładają. Pomimo doznanych łask nie byłem przekonany i umocniony w wierze i nadal byłem obojętny.

Od tygodnia odbywała się w naszej parafji Misja św. Na propozycję żony udałem się po południu do kościoła. Przyznaję się szczerze, że nigdy mnie kazania nie interesowały, a jednak w ten dzień słuchałem kazania przez trzy godziny, i wtenczas we mnie zaczęła się dusza buntować przeciw złemu. Dużo musiałem walczyć ze sobą, nie powziąwszy żadnego postanowienia. Na drugi dzień ponownie udałem się do kościoła, prawie z rozpaczą. Leci po wysłuchaniu kazania, wygłoszonego z serdecznem przejęciem, wszelkie wątpliwości i udręki ustąpiły. Następnego dnia udałem się do Spowiedzi św. i przystąpiłem do Komunji św. Nie byłem już u Spowiedzi św. osiem lat, a teraz mam spokój na duszy i raźniej na świat mi się patrzy, pomimo ciężkich warunków życia codziennego.

Za te wszystkie łaski Matuchnie Niepokalanej składam gorące podziękowanie i chwała Jej niechaj brzmi po wszystkie wieki,

W. S.

LUBLIN, dnia 8 września 1933 r. (160 - 33)

Niniejszem pragnę złożyć podziękowanie Matuchnie Niepokalanej za ocalenie syna. Otóż w dniu 3 stycznia br. wydarzył się wypadek. Żona była chora tak, że nie mogła ruszyć się z łóżka; nie było komu zaopiekować się synem, 3-letnim Tadziem. Wieczorem tegoż dnia, paląc w piecu dla ogrzania, mieszkania, polałem spirytusem denaturowanym drzewo i czekałem aż się rozpali, trzymając w ręce butelkę. Nagle wybuchło z pieca i zapalił mi się spirytus w rękach i cały stanąłem w płomieniach. Widząc to synek chciał przebiec do drugiego pokoju, do chorej matki i oblałem mu buzię palącym się spirytusem i cały ten płomień przerzucił się na niego. W tym momencie stanąłem bezradny i nie wiedziałem, co mam czynić, czy ratować dziecko, czy siebie. Cała buzia oblana spirytusem, włoski w płomieniach. Zawołałem wtedy: O Matko Boża, ratuj!

Jakoś Matuchna Najśw. przyszła z pomocą, bo płomień został ugaszony, a synek opalony nie do poznania uspakajał chorą matkę, nie zważając na swój ból okropny. Wezwałem lekarza Romana Śląskiego, który nie chciał straszyć matki, ale mówił, że oczy i nos są niebezpieczne. Przeto zrobiłem w duchu przyrzeczenie, że złożę ofiarę na "Rycerza", jeżeli synek będzie zdrowy. Synek mój jest zdrów i nie pozostało żadnego śladu oparzenia. Proszę o dalszą opiekę i zdrowie dla mojej żony, synka i maleńkiej córeczki, oraz o błogosławieństwo Boże nad całą naszą rodziną.

Jan i Janina Sudoł

MAŁY DWOREK, dnia 11 września 1933 r. (161 - 33)

Niniejszem składam najpokorniejsze podziękowanie Najświętszej Pannie Niepokalanie Poczętej, za Jej łaskawą pomoc i wstawienie się do Pana Boga, o odzyskanie zdrowia przez naszego ciężko chorego synka.

Dr. Michał Olechno-Huszcza

PIOTRKÓW KUJAWSKI, dnia 11 września 1933 r. (162 - 33)

Już od kilkunastu lat miałam wyrzut na twarzy, którego nie mogłem niczem zagoić. Z każdym rokiem rozszerzał się coraz bardziej, że wstyd mnie ogarniał, pokazać się z tak okropną twarzą przed ludźmi na ulicy. Byłam juz o czterech lekarzy, lecz wszelkie zabiegi stały się bezskuteczne. Odmówiłam kilka razy nowennę do Serca Jezusowego, Matki Najświętszej i inne. Lecz Bóg obrócił moje modlitwy na inne potrzeby, których doznałam, a twarz stawała się coraz gorszą jakby już ratunku nie było. Ale właśnie w tym roku w marcu przeczytałam krótki opis o O. Wenantym Katarzyńcu (franciszkaninie). który prowadził bardzo świątobliwe życie, a już za jego przyczyną do Niepokalanej kilka osób zostało wysłuchanych. Zaraz więc postanowiłam się modlić do O. Wenantego tak że już w piąty dzień mej modlitwy mogłam poznać, że wyrzut mi z twarzy znikł a no dwóch tygodniach wszystkie poginęły Twarz zupełnie mam zdrową, więc chcąc się wywiązać z danej obietnicy, powyższe opisuję i pragnęłabym całem sercem, aby jak najwięcej udawało się do ś. p. O. Wenantego, a naprawdę dostąpił łaski u Niepokalanej Marji za Jego pośrednictwem.

Dziękuję więc z całego serca Marii Niepokalanej za tak wielką łaskę i O. Wenantemu, jako Czcigodnemu pośrednikowi. O. Wenanty, módl się za mną. Cześć Marji!

Dziecko Marji

GĘŚ, dnia 15 września 1933 r. (l63 - 33)

Czytając stale w "Rycerzu Niepokalanej" rozliczne łaski Najświętszej Panienki, nie przypuszczaliśmy nawet, że w niedługim czasie będziemy sami wyrażali swą wdzięczność za Jej przemożną nad nami opiekę. Oto w lipcu b. r. zachorowała nam bardzo ciężko jednoroczna córeczka Andzia. Długotrwała gorączka wyniszczyła organizm do tego stopnia, że lekarz nie czynił żadnych nadziei utrzymania jej przy życiu. Aż przyszedł, zdawało się, Kres. Kiedy życie prawie całkiem już uchodziło, ofiarowaliśmy ją opiece Niepokalanej, przyrzekając, że w razie wyzdrowienia podziękujemy publicznie Matce Boskiej w "Rycerzu" i złożymy ofiarę wedle możności. Od tej chwili choroba gdzieś zaczęła ginąć, zdrowie powracało ku ogromnemu zdziwieniu całego otoczenia i lekarza.

Wogóle cała rodzina nasza doznaje szczególnej opieki od chwili gdy zaczęliśmy nosić Cudowne Medaliki Niepokalanej, a woda z Lurd jest najpierwszym i najskuteczniejszym środkiem lekarskim we wszelkich dolegliwościach. Dziękując za to najpokorniej Ukochanej Matce Marji, polecamy się nadal Jej opiece.

Józefostwo Szwajowie

WARSZAWA, dnia 21 września 1933 r. (l64 - 33)

Składam publiczne podziękowanie Niepokalanej za to, że dzięki Jej łasce, opiece i miłości zdałem egzaminy z I-go kursu wynikiem dodatnim. Składam te słowa dziękczynienia, aby dać świadectwo Prawdzie, Wierze Miłości.

Niech Ci, których duszą targa zwątpienie, a walka nużąca z samym sobą, z życiem twrdem, ciernistym wypełnia ich ich rozgoryczone serca, niech Ci uwierzą, niech wzywaja wiernie i stale pomocy Niepokalanej, a zobaczą ile spokoju, ciszy, pewności i radości wewnętrznej ześle na nich Najświętsza Marja Panna, odczują cały ogrom miłości matczynej, jaki Matka Boża zlewa na wzywających Ją.

Pragnę, Królowo Aniołów, aby te słowa, co wyrwały się z serca wdzięcznego i miłującego, stały się najskromniejszym kwiatem - jednym z milionów - w wspaniałym, różanym wieńcu Twej chwały - ...o Marjo!

Arkadjusz Grossman
student prawa U. W.

LIMANOWA, dnia 7 października 1933 r. (165 - 33)

Mając lat 17, zachorowałem na bardzo ciężkie zapalenie płuc z komplikacjami, które rzuciły się na mózg i spowodowały stan dwutygodniowej nieprzytomności. Wzywane dwukrotnie konsyljum dwóch miejscowych lekarzy orzekło że tu niema ratunku, bo wiedza lekarska i wszystkie środki zostały wyczerpane. W tym stanie beznadziejnym matka moja poleciła mię opiece Najświętszej Marji Panny Niepokalanie Poczętej, a cała rodzina i koledzy nawet rozpoczęli gorące modły, przytem podawano mi wodę z Lurd, założono Cudowny Medalik i - o dziwo - wbrew wszelkim przewidywaniom odzyskałem przytomność. Nastąpiło ropienie w uchu, ale i to po niedługim czasie ustało. Wreszcie dźwignąłem się z łoża boleści i obecnie po dwumiesięcznej chorobie mogę już korzystać z przechadzki oraz przygotowywać się do matury. Za tak nadzwyczajną łaskę dziękuję - jak przyrzekłem - Niepokalanie Poczętej, prosząc Ją, by usunęła resztę osłabienia po tej ciężkiej chorobie.

Jan Kanty Czają uczeń VIII kl. gimn.

W czasie choroby odwiedzałem wspomnianego studenta i prawdziwość powyższych szczegółów stwierdzam. - Ks. Dr. Wincenty Bialik