Świątobliwy robotnik
Świątobliwy robotnik

Było to w niedzielę św. Trójcy roku 1925, dnia 7 czerwca. Jedną z ulic stolicy Irlandji szedł skromnie, ale porządnie ubrany mężczyzna. Właścicielka małego sklepu, znajdującego się przy owej ulicy, spostrzegła, że mężczyzna nagle upada. Przybiega do niego i niesie go, z pomocą syna, pod bramę domu. Okazuje się, że nie jest to zwykłe omdlenie. Starzec jest bardzo blady i nie umie wypowiedzieć słowa. Kobieta widzi, że koniec się zbliża. Mówi mu: "Mój przyjacielu, teraz pójdziesz do nieba..." i podpiera ostrożnie ręką jego głowę. Po chwili już jest po wszystkiem. Ojciec dominikanin, idący właśnie drogą, klęka przy zmarłym i odmawia modlitwy. Wkrótce przychodzą sanitarjusze z pobliskiego szpitala i zanoszą nieboszczyka do kostnicy. Teraz zaczyna się szereg dziwnych odkryć.

Zakonnica, która przygotowuje ciało zmarłego do trumny, zauważyła, że nosi on koło bioder kilka łańcuchów, które wcinają się głęboko w ciało. Różaniec i medalik zdradzają, że zmarły był człowiekiem bardzo pobożnym. Stwierdzają, że nazwisko jego jest Matt Talbot.

Zaraz po pogrzebie Talbota nadchodzą z różnych stron wieści o jego świątobliwem życiu, o jego wielkiej dobroci, o niesłychanych umartwieniach, jakie uprawiał. W marcu 1926 roku, a więc w dziewięć miesięcy po jego śmierci, ukazuje się w druku broszurka, zawierająca jego życiorys. W przeciągu czterech dni 10.000 egz. tego życiorysu rozchodzi się wśród sfer robotniczych Dublina. Za kilka miesięcy liczba sprzedanych książeczek wynosi przeszło 120.000. W rok po ukazaniu się jej doczekała się przekładu na następujące języki: francuski, portugalski, hiszpański, włoski, holenderski, polski, węgierski, czeski, chorwacki, rosyjski i chiński.

Papieże w ostatnich latach ciągle mówią o wielkiej roli, jaką w życiu Kościoła obecnie muszą odgrywać katolicy świeccy. Matt Talbot był katolikiem świeckim, a Opatrzność, roznosząc sławę jego z tak zadziwiającą, zawrotną szybkością po całym świecie, chce nam pokazać żywy przykład tego, co Namiestnik Chrystusa głosi o Akcji Katolickiej.

Matt Talbot miał 69 lat gdy stanął przed Bogiem, Któremu tak wiernie i gorliwie służył przez długie lata. Był robotnikiem; z początku murarzem, później dozorcą w wielkim handlu drzewem. Wszyscy jego pracodawcy poświadczają, że pracował sumiennie i według sił. Ale nie zawsze był człowiekiem bez zarzutu. Już jako chłopak oddawał się pijaństwu. W latach młodzieńczych był prawdziwym, nałogowym pijakiem. Rodzice jego przeżyli wtedy chwile nader smutne. Nie było prawie dnia, w którym Matt nie powrócił pijany do domu. Z zarobku ani grosza nie oddawał. Często robił nawet długi aby móc pić napoje alkoholowe. Gdyby Bóg nie był go obdarzył nadzwyczajnie silnem zdrowiem, nie byłby on przetrwał życia tak nikczemnego. Trzeba jednak stwierdzić jeden fakt, mianowicie, że Matt Talbot, nigdy nawet w stanie pijanym nie grzeszył przeciwko czystości.

Gdy miał lat 27, nastąpiła nagła i zupełna zmiana na lepsze. Pewnego dnia, gdy już ostatni grosz wydał w Karczmie, stanął z bratem przy wyjściu fabryki, oczekując, czy koledzy nie zaproszą go na kieliszek wódki. Przechodzili jednak wszyscy, nie zważając na Matta.

Upokorzenie to stało się początkiem nawrócenia. Poszedł do domu i oświadczył matce, że odtąd przestanie pić. Ponieważ wiedział, że djabeł nie da tak szybko za wygraną, zaczął się modlić i uczęszczać na Mszę św.

Z pijaka stał się wkrótce wielkim pokutnikiem i apostołem. Długie godziny nocne spędzał na czytaniu duchownem i na modlitwie. Codziennie widziano go na Mszy św. Sypiał na deskach, nie jadał do syta. Dla kolegów był zawsze dobrym towarzyszem. Stawał w ich obronie z wielką odwagą wobec pracodawców. Podczas wielkich walk społecznych lat 1911 i 1913 stał po stronie strajkujących, ponieważ walczyli oni o słuszne prawa przeciwko bezwstydnemu wyzyskowi kapitalistów.

Więcej jednak niż o dobrobyt ziemski towarzyszów, dbał o dobro ich duszy. Przytoczmy, choć dwa przykłady:

Pewnego razu jeden z robotników obrzucił swoją żonę, która mu przyniosła obiad do fabryki, obrzydliwemi wyzwiskami. Matt podszedł do niego, wyciągnął z kieszeni krzyż i rzekł: - Widzisz, kogo tu na krzyż przybijasz? - Nic więcej nie powiedział. Zagadnięty zamilkł natychmiast i zawstydzony opuścił głowę.

Jeden z kolegów Talbota, który był wprawdzie od lat trzydziestu abstynentem ale nie przystępował od długiego czasu do .Sakramentów św., rozmawiał z nim o abstynencji czyli o zupełnej wstrzemięźliwości od napojów alkoholowych. Matt nagle skierował rozmowę na temat religji i znalazł słowa tak przekonujące, że w następną niedzielę kolega poszedł z nim razem do spowiedzi i wstąpił do sodalicji Niepokalanie Poczętej. Podobnych wypadków możnaby przytoczyć długi szereg.

Na grobie Matta Talbota ustawiono niewielką drewnianą skrzynkę. Wierny lud, przeważnie robotniczy, przychodzi, wkłada do niej prośby, napisane niezgrabną ręką, przyzwyczajoną raczej do prowadzenia maszyn i narzędzi, niż do pisania. Matt Talbot zaś patrzy z nieba na braci i siostry swoje i wstawia się za nimi u tronu Bożego. Można mieć nadzieję, że proces o zaliczenie go w poczet świętych szybko dobiegnie końca, i że dzielny i dobry Matt stanie w szeregu nowoczesnych Świętych jako pochodnia, wskazująca drogę prawdy i szczęścia braciom robotnikom.