Wielkiego Ojca Wielki Syn

(Ciąg dalszy).

Po śmierci św. Franciszka, którego odejście szarpnęło serca tysięcy jego synów duchownych bólem, Antoni udaje się do Włoch na kapitułę generalną. Wybrał się wcześnie, a podróż odbywał morzem. Płynie wiec z Marsylji do Messyny w Sycylji, gdzie tak przez współbraci zakonnych jak i lud, między którym rozeszła się już była sława niezwykłej jego świętości, został przyjęty z ogromną radością i czcią niezwykła. Zaraz też bracia proszą go, by w paru miejscowościach założył klasztory, co też z radością czyni, głosząc wszędzie po drodze słowo Boże.

A później idzie pieszo do Asyżu. Droga daleka. Przebył ją już raz, przed siedmiu laty - jako nieznany nikomu brat, gdy wracającego z Afryki - burza wyrzuciła na Sycylję. Teraz liczny gromadzi się lud i słucha z zapałem porywających jego kazań.

W czasie kapituły zostaje wybrany prowincjałem Romanji. Z pokorą przyjmuje tak odpowiedzialny urząd i zaczyna przebiegać całą prowincję, głosząc wszędzie kazania, a w wielu miejscowościach zakładając klasztory. Widzimy go w Rimini, Rawennie, Akwilei, Trieście, Gorycji, Wenecji, gdzie rzuca ziarno Bożego słowa w serca słuchaczy, przywodząc ich do pokuty i druzgocząc heretyckie błędy.

Świadkiem ostatnich lat jego życia świętego i niezwykłych cudów miała być Padwa, dokąd przybył pod koniec 1227 roku. Wstępując w jej mury po długiej i rozległej wędrówce misyjnej z pewnością nie spodziewał się, że jego imię i nazwę tego miasta tak ściśle połączy historja. A jednak tak się stało, że do imienia świętego Antoniego dodano "Padewski", a padewczycy nazywają go "il Santo" - święty, jakby świętość była wyłączną jego własnością, gdyż tak jest on im bliski, jakby i dziś jeszcze żył wśród nich.

Przybywszy, zastał tam smutne stosunki. Ciągłe walki z sąsiedniemi miastami, magistratu z gminami i duchowieństwem, stały się powodem zdziczenia, a i moralność, zaniedbana wśród ciągłych wojen, mocno podupadła, serca zaś obywateli rozsadzała nienawiść i tępa zawziętość, spowodowane nieujarzmioną chciwością bogactw.

Zasmuciło się serce Misjonarza, lecz nie opuścił rąk, ale jął się pracy z zapałem. Miłością Chrystusa pałając, wyszedł na podbój dusz, aby je wyzwolić z więzów grzechu i zbrodni, a jad nienawiści i złość stopić w ogniu miłości Boga i bliźniego.

Zaczął od pokornej prośby do Królowej Apostołów, by dla jego prac wypraszała Boże błogosławieństwo. I nie zawiodła go ufność we wstawiennictwo Ucieczki grzeszników. Bo oto serca zastarzałe w grzechach i zawziętości, widząc umartwionego i w szorstką szatę przyodzianego zakonnika, oraz słuchając pełnych głębokiej nauki a z niezwykłym darem wymowy głoszonych kazań, porzucają brud, zgniliznę, wyrzekają się przebrzydłej chciwości, która poczyniła w ich sercach tak straszne spustoszenie i, kajając się w pokorze, łzami pokuty zmywają swe winy.

Surową dyscypliną i modlitwą wypraszał im święty wytrwanie w dobrem. Ach, bo on znał cenę Krwi Chrystusowej, za nas przelanej, znał i wartość ludzkiej duszy, którą grzech ciężki, choćby jeden tylko, o zgubę wieczną może przyprawić!

Więc pracował bez pamięci na swe wątłe zdrowie, pracował dnie całe, aż do późnej nocy. A gdy bramy miasta zamknięto, udawał .się do życzliwego mu obywatela Tisone de Conti Camposampiero.

Św. Antoni

Raz, gdy u tegoż obywatela noc przepędzał na modlitwie żarliwej, prosząc Boga o łaskę upamiętania i pokuty dla zatwardziałych grzeszników, Dziecina Boża, blaskiem niebiańskim jaśniejąca, spłynęła na jego wychudłe dłonie, pozwalając mu się pieścić z Sobą, jak ongiś Niepokalanej Dziewicy, światło, wypełniające izdebkę, przedarło się przez szpary drzwi, a przechodzący gospodarz, ujrzawszy świetlną smugę, zajrzał do wnętrza i oglądał to cudne zjawisko.

Widział świętego, jak klęczał na środku komnaty z obliczem, po którem rozlana była błoga radość i szczęście niewymowne. A Dzieciątko Jezus tuliło się doń z tkliwością wielką. Gospodarz, ujrzawszy to, padł na kolana, adorując Pana Zastępów.

A Dzieciątko rzekło do św. Antoniego: "Twój przyjaciel podgląda nas przez drzwi", na co święty odpowiedział błagalnie: "Pozwól mu, Panie, cieszyć się widokiem Twego oblicza!"

Gdy Dziecię Jezus znikło, prosił św. Antoni uszczęśliwionego gospodarza, by o widzeniu tem nikomu nic nie mówił. I do śmierci Świętego fakt ten był tajemnicą, a później ów zacny obywatel zeznał go pod przysięgą.

Stad to św. Antoniego widzimy zwykle na obrazach z Dzieciątkiem Jezus. -

Co za szczęście, co za rozkosz odczuwał św. Antoni, gdy Boże Dzieciątko przybyło do jego komnaty, by Swą błogosławioną obecnością podnieść go na duchu i umocnić do walki z grzechami i występkami, by dodać mu sił do trudnej pracy misyjnej. Wprawdzie ten sam Jezus zstępował codzień na jego ręce w czasie Najśw. Ofiary, wprawdzie i do serca przybywał, ale wówczas tylko wiarą żywą rozpalone radowało się serce, a teraz oczy jego cielesne oglądają Boga - Dziecinę, Która z niewymowna troskliwością i czułością bawi się z nim i pieści.

Za cóż to, o Cudotwórco, dostąpiłeś tak wielkiego zaszczytu, czem wysłużyłeś sobie tę łaskę, że mogłeś wzrok swój zatopić w cudnych oczętach Bożej Dzieciny, ściskać Ją i Jego uśmiechem się rozkoszować?

"Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądają" mówił niegdyś Jezus. A więc to w nagrodę za czyste serce Bóg pozwolił mu oglądać Swą dziecięcą postać.

Słusznie więc artyści malują św. Antoniego z lilją w ręku, bo kwiat ten nieskalaną swą bielą sprowadził doń Jezusa - Oblubieńca dusz dziewiczych. Lilja niewinności, która z szczególnem umiłowaniem hodował św. Antoni i nie szczędził umartwienia i pokuty, by ją zachować w całym blasku śnieżnej niepokalaności, zwabiła doń Jezusa - Dziecię.

Ach, cóżbyśmy dali, by choć przez chwilę mieć możność popieszczenia Bożej Dzieciny! Teraz, w tem życiu możemy to uczynić w Komunji świętej, ale później, gdy tu przyzwyczaiwszy się do spoglądania na ukrytego w Eucharystji Boga oczyma wiary, z Nim się zaprzyjaźnimy, ofiarując Mu serce czyste, w nagrodę za to twarzą w twarz oglądać Go będziemy przez wieczność nigdy się niekończącą. Warunkiem jednak: czyste serce.

A dziś niewinność wzgardzona i podeptana przez wielu! Są wprawdzie dusze anielskie czystość miłujące, ale ogół nią gardzi, z niej się wyśmiewa.
Świat brudny, w kałuży grzechu się nurza, przeto pomiata niewinnością i z tych, co ją chowają, szydzi. I nie tylko szydzi. Czyha na dusze niezbrukane, by za wszelka cenę obedrzeć je z tej lśniącej białością szaty. Taki karnawał, jego bale, jego maski i tańce i zabawy wyuzdane czemżesz są, jeśli nie wieloraka zasadzka i spiskiem na niewinność młodzieńczych dusz?!

Dzieciątko Jezus z duszami niewinnymi

A dusze nieroztropne, ufające powabnym i pieszczącym uszy słowom, pchają się w te sidła, jak ćmy do płomienia świecy i upadają w błoto, tracą skarb, zostają nędzarzami.

Młodzieży, słuchaj, co mówi Jezus, że oglądaniem Boga ubłogosławieni będą tylko ci, co serce czyste i duszę niewinną zachowali wśród podłego i wstrętnego, w błocie rozpusty rozkoszującego się świata. Uciekaj od świata, bo on kłamca, twój wróg najzaciętszy, mimo, iż ubiera się w maskę i przyjaznym ozdabia twarz swą uśmiechem. Czuwaj i módl się! Bo gdy poniechasz drogę czujności, rozbijesz się, stracisz skarb przecenny.

I módl się, aby umieć czuwać i uchronić się od zalewającego świat dzisiejszy brudu i błota.

(c. d. n.)