Zwycięstwo Niepokalanej Dziewicy
Drukuj

Pewien kapłan i zakonnik z północnej Ameryki, pisze co następuje: Jeden z członków naszej gminy, rodem francuz, już od 30 lat nie przyjmował świętych Sakramentów i jeszcze w tym roku nienawiść swą ku Kościołowi przez to objawił, że swoje najmłodsze dziecko pomimo wszelkich próśb i upomnień, odebrał ze szkoły parafjalnej i oddał je do szkoły bezwyznaniowej. Już od dłuższego czasu zapadł był na zdrowiu, ale od października było mu gorzej. Suchoty coraz jawniej bliską śmierć zapowiadały.

Ponieważ żadne napomnienia kapłańskie nie pomagały, udaliśmy się do przyczyny Niepokalanie Poczętej Matki Bożej. Przy pierwszych i drugich odwiedzinach upominałem go, aby swe dziecko na powrót do katolickiej szkoły posyłał. On mi odpowiedział:

- Księdzu nic do tego, do jakiej szkoły moje dziecko mam posłać.

Gdym mu przypomniał obowiązek pojednania się z Bogiem, rzekł obojętnie:

Będę się spowiadał wtenczas, kiedy zechcę. Będzie jeszcze dosyć czasu.

Wreszcie rzekłem:

- Przynajmniej to musisz mi pan przyrzec: Noś pan ten medalik Niepokalanego Poczęcia i zmów pan codzień trzy Zdrowaś Marja na cześć Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Marji Panny, abyś otrzymał łaskę szczęśliwej śmierci.

Na to odpowiedział:

- Dobrze, to uczynię.

Ucieszyłem się tem bardzo i poruczyłem staranie o niego potężnej przyczynie Matki Miłosierdzia.

Przy następnych odwiedzinach niewiele więcej wskórałem. Gdym go zobaczył bardzo osłabionego, napomniałem do cierpliwości. On mi na to:

- Cierpliwości nigdy się nie nauczę.

Zacząłem mu tedy mówić o niebie i o Jezusie ukrzyżowanym. Lecz on w tonie najobojętniejszym rzekł:

Szkoda słów księdza - to wszystko groch na ścianę.

A potem z oburzenia dodał:

- Nie gadaj mi ksiądz o tych rzeczach; ja potrzebuję spokoju. Jeśli ksiądz nic innego nie wie to proszę tu więcej nie przychodzić!

O spowiedzi nic słyszeć nie chciał i mawiał zwyczajnie:

Nie jestem ani rozbójnikiem, ani złodziejem. Zresztą nie jestem tak chory, jak się zdaje. Jestem Francuzem mam swój rozum i jestem uparty. Ksiądz mnie do spowiedzi nie nakłoni. Będę się spowiadał kiedy mi się spodoba. I nic nie będę obiecywał, bo musiałbym się spowiadać, gdybym obiecał.

Jednak nosił medalik i mówił codzień trzy "Zdrowaś Marja".

Inny kapłan, który go dla odmiany odwiedzał, otrzymał odpowiedź:

- Ja wcale w spowiedź nie wierzę.

Jeden z krewnych jego, protestant, przyszedł także do niego i powiedział mu:

- Ojciec twój polecił mi, abym ci, jeśli ciężko zachorujesz, przypomniał, żebyś przyjął święte Sakramenta. Uczyńże to teraz.

Chory odrzekł:

- Jeśli się zechcę spowiadać, to poślę po księdza. Tobie nic do tego.

Niemniej bezowocnemi były prośby poczciwej żony jego, która go z całem poświęceniem pielęgnowała. Pięć dni przed śmiercią pytała go żona:

- Czy chcesz, abym ci księdza zawołała?

- Nie! - brzmiała krótka odpowiedź.

Córki jego są bardzo pobożne panienki, dzięki wychowaniu matki. Najstarsza rzekła raz do mnie bardzo smutno:

Modlę się od pierwszej mojej Komunji św. codzień za mego ojca. Lecz teraz nieco zaczynam tracić ufność. Matka nieraz mnie za to łaje i mówi, abym ufała aż do ostatniej chwili.

Zachęciłem rodzinę całą do wytrwałej wspólnej modlitwy i przypomniałem im przykład św. Moniki.

Było to dnia 27 listopada 1882 roku, gdym znowu odwiedził strapioną rodzinę. Do chorego przyjść nie mogłem. Zaleciłem im, aby odprawiły nowennę do Niepokalanego Poczęcia Matki Boskiej, a dnia 8 grudnia, jako w uroczystość Niepokalanego Poczęcia, wspólnie przystąpiły do Stołu Pańskiego na intencję ojca.

I cóż się dzieje? Dnia 30 listopada, w drugi dzień nowenny przychodzi do nas dobry przyjaciel i opowiada nam, że chory już traci przytomność. Natychmiast pobiegłem do niego mówiąc po drodze różaniec. Przyszedłszy, zapytałem:

- Czy chory jest przytomny?

- Tak jest.

- Czy mówił co o spowiedzi?

- Nie, ale kilka razy zawołał: "O mój Zbawicielu, zmiłuj się nade mną!" - właśnie gdy ksiądz przyszedł.

Wybiła godzina łaski.

- Teraz się módlcie - rzekłem sam zostawcie z chorymi - a mnie sam na sam zostawcie z chorym.

Wstąpiłem do pokoju. Chory leżał blady i wychudły, jak martwy.

Pan jesteś bardzo osłabiony? - spytałem.

- O tak! - wyjęknął konający.

- Czy mnie pan jeszcze poznajesz?

- Doskonale! - rzekł gasnącym głosem.

- Więc spokojnie odprawimy spowiedź. Odpowiadaj mi pan - ja pomogę!

Dzieło łaski zostało spełnione: owieczka została wydarta z paszczęki wilka piekielnego.

Zaraz potem przyjął Wiatyk i ostatnie namaszczenie z zupełną przytomnością i nabożeństwem; na drugi dzień przyjął szkaplerz - a wieczorem tego samego dnia, w piątek 1-go grudnia zasnął najspokojniej w Panu w objęciach jednego z kapłanów, który go ani na chwilę nie odstępował.

Chwała i cześć Niepokalanej Dziewicy i dobrotliwemu Sercu dobrego Pasterza! - A wy żony i dzieci, które macie to największe nieszczęście widzieć męża lub ojca odwróconego od Boga i Kościoła - bądźcie prawdziwemi apostołkami modlitwy, jeśli potrzeba, przez wiele, wiele lat nawet. Po wszystkie wieki dziękować wam będzie ojciec lub mąż, żeście jego duszę wyratowały."

"Kółko Róż."


O błogosławiona Dziewico, jesteś prawdziwie gołębicą Noego, któraś przyniosła różdżkę oliwną i słałaś się najskuteczniejszą naszą do Boga pośredniczką.

Św. Bonawentura