Cudowny Medalik w więzieniu
Drukuj

Dużo już czasu minęło - pisze do nas więzień jeden - od chwili, kiedy pierwszy raz pisałem do Niepokalanowa i kiedy to najniespodziewaniej, po krótkim czasie, otrzymałem Cudowne Medaliki, dyplomik Milicji i po kilku znów dniach kalendarz i broszurki Rycerza. W nocy dnia poprzedniego, nim otrzymałem Medaliki, śniło mi się, że jakaś ręka podała mi Medalik i już ufałem, że Ojcowie mej prośbie nie odmówią. Naprawdę, że wielka moja radość była, że popłynęły mi łzy szczęścia, bo posiadłem to, o co prosiłem tak bardzo.

Przyrzekłem w pierwszym moim liście przesłać niezadługo hojną ofiarę, lecz dotychczas ślęczę za kratą i żadnej ofiary złożyć nie mogę, pomimo najszczerszych chęci. Nie wiem przeto, czy mi wolno będzie prosić Kochanych Ojców o kilka Medalików jeszcze, bo już wszystkie rozdałem, a jest tu kilku więźniów, którzy mię proszą o Medaliki, lecz już nie mam, a swego za żadne skarby nie dam, bo jest mi puklerzem.

W wielkim Tygodniu odbyły się u nas rekolekcje i tak wszyscy prócz jednego, którym dałem Medaliki, przystąpili do Spowiedzi wielkanocnej. Jeden z nich już nie był 12 lat u spowiedzi, teraz nosi też Cudowny Medalik, zaś jeden, który nie był, teraz zamierza pójść. Mam z tego dużo radości i wewnętrznego zadowolenia, że chociaż tak Matuchnie Niepokalanej mogę teraz dziękować razem z modlitwą. Nieraz przychodzi to mi bardzo trudno, zwłaszcza w polemice na temat Kościoła, wystarczy jednak jedno westchnienie do Niepokalanej, a wnet odpowiedź należna gotowa i zawsze dotychczas byłem zwycięzcą. Mam tu i wrogów kilku, ateistów i jednego, który strasznie bluźni, tego nie umiem przekonać. Myślę, że Kochani Ojcowie pospieszą mi z modlitewną pomocą i prośbom moim nie odmówią, ja później spłacę obiecane ofiary z wdzięczności za zyskane łaski...