Niepokalana pocieszycielką ludu polskiego

Było to w rodzinie protestanckiej, którymi tak gęsto zachwaściła kultura niemiecka kresy zachodnie ojczystej ziemi naszej, co królestwem Marji nazwana. Do gabinetu ojca prowadzi matka za rękę małego ciemnego chłopca. Chłopak nie chce iść. Wydziera się matce. Matka ciągnie go "pójdź synu, pójdź będziemy jeszcze prosić!" "Niepójdę, odpowiada z płaczem chłopczyk, niepójdę; tato mnie nielubi; tato nie chce żebym widział, żebym był zdrów. Tyle razy już byłem u niego i prosiłem grzecznie i zawsze tylko krzyku jeszcze dosta-łem. I opiera się chłopczyna jak tylko może. Matka ciągnie go przemocą "jakto zemną nie chcesz iść... I ja będę za tobą prosić. Pójdźmy chłopcze, może nam się właśnie tym razem uda". I weszli.

Ojciec, gdy ich tylko zobaczył zmieszanych, poznał z czem do niego przychodzą i wpadł w wielki gniew. "Czy dacie mi już raz spokój", zawoła, "Czy niewiecie, że ja tam w żaden sposób iść nie mogę. Cobyłpowiedzieli o mnie nasi krewni i znajomi. Przecieżby to zdrada była naszego wyznania. Nie dziwię się malcowi, ale tobie kobieto. Czy i ty wierzysz może w zabobony polskie. Może chcesz bym się poobwieszał medalikami z różnych miejsc i cudownych polskich i boso z gołą głową szedł do Łęgu, - a zresztą chociażbym i to uczynił, czyż to pomoże chłopakom? Co ma jedno do drugiego? Czyż go to uleczy? Czyż to takie lekarstwo na ślepotę? Ale wam jak się co zachce, to nie sposób was od tego odwieść i rzucał się w gniewie i ani do słowa przyjść proszącym nie pozwalał. - Matka nie wyszła jednak z pokoju. - Czekała cierpliwie. A gdy ochłonął nieco w złości, poczęła go błagać "Ojcze zlituj się nad dzieckiem. Zmarnuje się chłopak. Całemi dniami płacze. Od owej nocy, gdyśmy to wszyscy troje otrzymali we śnie rozkaz, by iść do Łęgu, nie może się biedak uspokoić; ani nie śpi, ani nie je, tylko zawodzi ustawicznie do Łęgu - do Łęgu. Zróbmy to już raz dla niego. Niech się nie męczy. Wybierzmy się cichaczem. Nikomu nie mówmy o celu naszej podróży, a tam wejdziemy do kościoła, kiedy już w nim nikogo nie będzie. Pomoże - to dobrze, a nie pomoże, to przecież nic tak dalece nie stracimy, a chłopak się uspokoi. A gdyby tak pomogło, pomyśl, synek, przyszłość nasza, zdrów, widzący - o Boże! jakaby to radość dla nas była, jakie szczęście". I prosi go i nudzi - nudzi, aż wreszcie uprosiła . Na drugi dzień rano, wszyscy troje wraz ze służącą katoliczką, puścili się w drogę. "

Łęg jest to urocza wioska, leżąca przy kolei żelaznej między Chojnicami a Tczewem w dekanacie tucholskim, w djecezji chełmińskiej. Jest tam dzisiaj nowy, piękny murowany kościół w stylu gotyckim, o jednej obszernej nawie, to sanktuarjum Marji!. To świątynia Jej potęgi i miłosierdzia. Tu w wielkim ołtarzu króluje Ona w sławnym, prastarym swym obrazie, przeniesionym z dawnego drewnianego kościółka. Wie o tem cała okolica. Wiedzą przede-wszystkiem parafjanie. To też od dawien dawna otaczają Niepokalaną swą Królowę i Matkę szczególniejszą czcią i nabożeństwem. Sami codziennie, nawet wówczas, gdy im rząd niemiecki, prześladując katolików, zabrał kapłanów zgromadzali się licznie przed obrazem swej Pani i odmawiali wspólnie różaniec. I do dziś dnia to czynią. A gdy nadejdą dni odpustowe, tysiączne rzesze pielgrzymów spieszą z pieśnią na ustach do tronu Marji - jedni z prośbami, drudzy z podzięką. Do tego to tronu łaski pospieszyli z ciemnym swoim chłopczykiem oni protestantcy rodzice, niewierzący w wielkość i potęgę Marji, owszem szydzący z pobożnych czcicieli Jej.

Już dawno po rannym nabożeństwie, kościelny już zamknął kościół i odniósł klucze na plabanję, gdy ci stanęli na miejscu. Wysłali więc służącą do księdza proboszcza z prośbą, by im pozwolił oglądnąć cudowny obraz. Ten wezwał kościelnego i dawszy mu klucze, kazał ich wprowadzić do kościoła.

Zbliża się nieszczęśliwy kaleka, ciemny chłopczyna, do Tej, co Pocieszycielką smutnych nazwano. Idzie ku Niej, prowadzony za ręce. Nie widzi Jej obrazu, bo niema wzroku, ale w sercu ma wiarę, a ta mu mówi: idź, idź do Marji, Ona cię uzdrowi! Wraz z nim idą rodzice. Ci już od bramy patrzą na cudowny obraz, lecz w sercu nie mają wiary w moc Matki Chrystusa, - protestanci idą z powątpiewaniem, ot tak, dla dziecka tylko i z dzieckiem. Najświętsza Panienka i nad niemi okaże swą dobroć i potęgę.

Już przy ołtarzu klękają. Zaczęli modlitwę, a tu nagle zrywa się chłopak i krzyczy: "mamo ja już widzę - widzę, widzę!" i obejmuje ją za szyję i tuli się do niej, a ręką swą wskazuje na cudowny obraz i woła: "oto ta Pani mię uzdrowiła, o jaka Ona dobra, kochał Ją będę za to całe życie". I ojca znowu objął i mówi mu: "widzisz tatusiu nie chciałeś iść, a ja wiedziałem, że ta Pani przywróci mi tutaj wzrok!!" Wszystkich ogarnęło zdumienie. Nie wiedzą co począć, klęczą przed ołtarzem zalani łzami. Kościelny tym razem pobiegł na plebanię do księdza i woła: "coś strasznego! Ci państwo przyszli z ciemnym swym synem i zaledwie klękli przed ołtarzem Matki Boskiej, chłopak przejrzał". I przybiegł ksiądz i kto tylko był na plebanji i oglądają wszyscy co się stało. A rodzice oni, nie wstydząc się już bynajmniej i nie wątpiąc o prawdziwości wiary katolickiej, postanowili uczynić wyznanie wiary i przejść na katolicyzm, co też niezwłocznie spełnili.

Rycerzu Niepokalanej! jeśli spotkasz w kraju naszym ludzi ze sercem oziębłem dla Najświętszej" Panienki, opowiadaj im, jak Ona wszechwładna i jako litościwa, szczególniej dla nas, a może poczną ich serca bić goręcej i kochać Ją więcej.